Archiwum 10 czerwca 2006


cze 10 2006 ODSŁONA - 25 - ŁZA
Komentarze: 5

 

Odsłona – 25 –

 

 

Leżała na wznak. Otwierała powoli oczy.

Patrzyła na sufit i na ćmę latającą naokoło lampy.

Ćma skrzydłami w kolorze brudnego brązu, uderzała niespodziewanie o żarówkę

i nabierała przyśpieszenia w swoim niespokojnym locie.

Obserwowała chwilę jak ćma błądziła niemądrze i bez celu naokoło lampy z dwoma kloszami.

W jednym kloszu sterczała żarówka energooszczędna z pozawijanymi szklanymi rurkami.

W drugim kloszu sterczała pękata zwykła żarówka.

Pomyślała, że ćmy obsesyjnie lubią krążyć pod sufitem.

Ta ćma wybrała żarówkę energooszczędną i przed nią wykonywała swój dziwny indiański taniec.

Zwykła żarówka ją nie interesowała,

- Ćma zgubiła noc, już dzień jest – pomyślała Karla.

 

Rozejrzała się dookoła. Półmrok.

Grube mury i małe okienko weneckiego okna po lewej stronie, wskazywały na stary budynek.

Łóżko szpitalne, stojak do kroplówki i sączący się plastikowymi rurkami płyn do jej ręki,

szafka pełna  kubeczków z bagietkami, gaziki, termometr i sterta chusteczek higienicznych.

Po prawej stronie zamiast ściany  było potężne okno.

Po urządzeniu pomieszczenia domyśliła się, że to dyżurka pielęgniarek.

Wewnątrz dyżurki  kręciły się dwie pielęgniarki.

W jej sali stało jeszcze jedno puste lóżko.

Zobaczyła śpiącą na krześle matkę, opatuloną granatowym wełnianym szalem w szkocką kratę.

Patrzyła na jej zmęczoną twarz, opadnięte  bezwładnie ramiona, niedbałą fryzurę

i wypielęgnowane ręce z pogrubionymi żyłami. Dłoń była już naznaczona upływem lat.

Plamy wątrobowe i zwiotczała skóra na palcach mówiły o jej wieku więcej niż metryka urodzenia.

- moja matka wygląda staro - pomyślała o matce tak pierwszy raz w życiu .

Była zdziwiona własnymi odważnymi myślami. Starała się jej nie krytykować nawet w myślach

Przymknęła oczy.

Próbowała w zaistniałej sytuacji przyporządkować rzeczywistość, którą widziała teraz,

do splotu wydarzeń w których uczestniczyła przedtem.

– musiałam stracić przytomność - pomyślała Karla. Co robi tutaj matka ?

- miała być w szpitalu koło Elżuni ? Cholera, cholera, cholera... -

 - Co z moją torebką? Z pieniędzmi ? 

- pewnie matka będzie robić wymówki o te ukradzione pieniądze, znowu będzie awantura.

Na samą myśl o awanturze z matką skuliła ramiona jakby chciała się schować w sobie samej.

Pytania, pytania i jeszcze raz pytania bez odpowiedzi.

Bezszelestnie weszła pielęgniarka - pochyliła się nad kroplówka.

Sprawdziła weflon na przegubie ręki Karli, umocowała go dodatkowym plastrem,

ścierając kropelki krwi gazikiem. Uśmiechnęła się do Karli.

Zamoczyła bagietkę w wodzie i delikatnie zwilżyła  jej usta

- nie budzę jeszcze starszej pani – niech podrzemnie choć chwilkę, zasnęła jakieś piętnaście

minut temu. Przyjechała bardzo zmęczona, nie spała całą noc.

- Zmierzymy teraz temperaturę -

powiedziała wsuwając termometr pod pachę Karli.

-Córeczka po zabiegu jest w dobrym stanie, proszę się nie martwić –

powiedziała nachylająca się nad Karlą.

– za godzinę zawieziemy panią na badania - będzie wszystko dobrze , do wesela się zagoi

– mówiła ciepłym szeptem pielęgniarka.

- dziękuję pani – wyszeptała Karla

- proszę nie dziękować to moja praca. Dla mnie to wyróżnienie, że chociaż tak mogę się

pani odwdzięczyć – powiedziała pielęgniarka

Widząc zdumiony wzrok Karli, pochyliła się nad nią jeszcze raz  i cicho mówiła do niej

- jestem mamą Agnieszki Landzianowskiej z II b. W zeszłym roku poświęciła pani jej dużo czasu ,

rozmawiając z nią wiele razy w cztery oczy, po tym jak nie mogła znaleźć sobie miejsca

po śmierci brata i opuściła się bardzo w nauce.

- pamiętam , to miła dziewczynka , mądra jak na swój wiek i bardzo wrażliwa -

szeptała Karla obserwując z niepokojem kątem oka matkę drzemiącą na krześle .

 

 - Karolinko , dziecko  moje kochane już obudziłaś się?   - to dobrze, dobrze.

Głosem pełnym zaaferowania powiedziała nagle  starsza pani , zrywając się z krzesła

- córeczko, córeczko, co za dzień się trafił nam ?

Dłonią głaskała Karle po policzku i włosach.

Opatulała ją kołdrą i  poprawiała zmarszczony materiał na poduszce.

Wygładzała fałdy na kołdrze istniejące i te których nie było , jakby chciała dać zatrudnienie

swoim rękom i w ten sposób okazać swoją opiekuńczość.

Potem wyciągnęła grzebień z torebki i rozczesywała włosy Karli.

Nie była przyzwyczajona Karla do takich czułości matki, która teraz mówiła i mówiła o Elżuni,

o tym jak wyglądała po zabiegu , jak się czuje. Mówiła o tym że lekarze są dobrej myśli.

Mówiła i mówiła...

Słowa płynęły szelestem głosu matki. Karla przymknęła oczy.

Po policzku płynęła jej łza.

 

- Córuś, no co ty, nie trzeba, nie trzeba płakać, damy radę  jesteśmy we dwie , no w trzy ,

ty ja i Elżunia -  mówiła,

- pieniądze nie są ważne, połatamy jakoś dziurę budżetową,  najważniejsze że ty jesteś cała  -

mówiła ocierając jej policzek.

W tym geście  matki było zażenowanie, lęk i zdumienie.

Tyle czułości nie słyszała Karla nigdy.

 

Dotyk dłoni matki  przywołał u niej obraz dłoni Aleksa głaszczącej ją po policzku.

Przywoływała z mroków pamięci  zarys jego dłoni i delikatnych, ale mocnych w uścisku palców.

Karla głęboko westchnęła  i następne łza jej popłynęła.

W wyścigu o laury pierwszeństwa, ta  druga łza goniła tą pierwszą łzę .

 

 

 

                                                                                                      Mezar

 

 

bogbag : :