Archiwum marzec 2006


mar 28 2006 ODSŁONA - 19 - KOLACJA
Komentarze: 0

Odsłona  - 19 -

 

- Oboje jak widać cenimy punktualność - wyciągnął dłoń i nie dopuszczając jej do głosu

ciągnął nadal.

- Będzie z pewnością nam łatwiej rozmawiać, jeżeli ominiemy zbędne formy grzecznościowe.

Mów do mnie Aleks, proszę.

Jako starszy wiedział, że od niego powinna wyjść ta inicjatywa.

- Chętnie przyjmuje w takim razie twoja propozycje, Karolina. Znajomi zwracają się

do mnie Karla.

- kto jest gościem a kto gospodarzem dzisiejszego spotkania?

Zadając to pytanie Aleks wiedział, ze Karolina mając znakomita orientację w tym miejscu

z pewnością przyjmie role przewodnika, co z kolei pozwoli jemu na większą swobodę.

W ten sposób role automatycznie się kształtowały bez nadawania im znaczenia dominacji.

- wolisz spacer po mieście czy kolacje w cichym ustronnym miejscu?

- prawdę mówiąc nie jadłem nic od południa wiec chyba jednak kolacje, a spacer dobrze

nam zrobi po jedzeniu.

Uśmiechnął się i odsuwając rękę od korpusu sygnalizował zaproszenie jej dłoni.

Ruszyli powolnym krokiem, obok głośnej gromadki dzieci za wszelka cenę próbującej

rozśmieszyć stojącego na murku kościelnym, ubranego w jakieś średniowieczne szaty,

bez ruchu, z kamienna twarzą mima.

- Lubisz kuchnię włoską?

- o tej porze dnia wole zdecydowanie od greckiej

wiec znam takie miejsce, które z pewnością zadowoli każdego,

nie tylko pospolitego zjadacza chleba.

Prowadziła go do swojej ulubionej restauracji „ Mille Fiori ”.

We wnętrzu, w wąskim korytarzu ustawione były różnej wielkości słoje wypełnione

oryginalnymi makaronami o ciekawych kształtach i kolorach, winami z poszczególnych

regionów Włoch.

Dekoracje te umieszczone były w surowym wystroju z kamienia i prostych, starych

skrzynek drewnianych. Te celowe, bardziej w głębi ukryte butelki z trunkiem, pokryte

były kurzem, odbierającym odbijające się delikatne światła od powierzchni szkła.

Za małym kontuarem stała ładna kelnerka, której słowiańskie delikatne rysy współgrały

z nastrojem półmroku i rekwizytów południowej części Europy.

Schodzili wąskimi schodami do piwnicy, gdzie mieściła się restauracja.

Zatrzymali się  przy szatni.

Kiedy Aleks podawał wierzchnie okrycia do przechowania, prawie że niezauważalnym

gestem uniósł płaszcz Karli do twarzy?

Podobnie reagował na zapach kobiety jak na widok jej dłoni.

Miał bardzo wyczulone i szerokie percepcje odbioru.

Woń kosmetyków była intensywna, lecz zawsze mieszała się z osobistym zapachem ciała.

Niektóre kompozycje tych dwóch składników nie pasowały do siebie bądź całkowicie

się wykluczały. W tej chwili jednak czuł pełną akceptację zmysłów niewidzialnych

a tak wiele mówiących sygnałów.

- może pójdziemy do tej pierwszej sali, jest bardziej kameralna  - powiedziała Karla

Przeszli przez pomieszczenie z pizzernią i barem zatrzymując się przy wejściu do średniej sali.

Stali chwilę dokonując wyboru stolika.

Usiedli przy małym dwuosobowym stoliku oddalonym od wejścia chcąc zniwelować

ciekawskie spojrzenia będących bądź wchodzących gości.

Patrzyła na niego

- często będziesz przyjeżdżał do Krakowa?

Mówiąc to lekko przechyliła głowę szukając jego wzroku,

- nie wiem. Moje przyjazdy są uzależnione od problemów, na które możemy napotykać

w czasie realizacji pracy. Im więcej problemów tym więcej moich wizyt w twoim mieście.

Mówiąc to przeglądał kartę win.

- czerwone czy białe?

- czerwone poproszę

Zamówił butelkę Rosso montalcino. Znał dobrze smak tego wina i wiedział, że jego

krótkie leżakowanie decydowało o lekkości smaku nie pozbawiając go jednocześnie

zalet wysokiej jakości win.

Było robione z tych samych winogron, co renomowane i drogie brunello.

- w sumie mogłoby być tych wizyt więcej.

Wpatrywał się w jej dłoń bawiącą się kieliszkiem wina.

Przesuwała palcami wolno w górę i w dół po długiej, rozszerzającej się nóżce dużego kielicha.

Miała bardzo zadbane dłonie, a na dzisiejszy wieczór paznokcie pomalowała cienką warstwą

 bezbarwnego lakieru.

Elegancja w prostocie.

Coraz bardziej zaczynała mu się podobać ta kobieta.

Jej uroda, bezpośredniość i brak pruderii. Intuicja mu podpowiadała i była jego

przewodnikiem. Myślał, co skłania ich ku sobie.

W tej chwili była to z pewnością samotność jego i jej i szukanie dróg zmiany tego stanu.

Nigdy nie mógł zrozumieć, dlaczego atrakcyjne kobiety borykały się z tym problemem.

Wyczuwał, że jej zamiary pokrywają się z jego własnymi.

Nie wiedział, co będzie dalej tworzyło podwalinę tego kontaktu.

Czyżby kolejny związek na odległość? Kolejna przygoda?

Kolejna kobieta?

 

  Czuła jego wzrok na swoich palcach i dreszcz podniecenia, który przeszył jej dolne

partie pleców i bioder.

Chcąc zamaskować to uczucie odstawiła kieliszek i poprawiła sukienkę.

Jedli powoli delektując się posiłkiem i wspólnym czasem.

Tematy rozmowy rozwijali w dość typowych schematach.

Kraków jego historia i zabytki, praca, codzienność.

Początkowe napięcie całkowicie zniknęło z tła.

- jesteś miłym rozmówcą

- dziękuje za ocenę moich możliwości interlokutora, ale chyba lekko przesadziłaś.

Powracając jeszcze do wizyt, to w końcowym etapie projektu z pewnością będę

częściej bywał w mieście Kraka..

 wiesz wszystkie uzgodnienia z architekturą, geodezją, wodociągami i kanalizacją,

nanoszenie poprawek to praca na dobrych kilka wizyt.

Patrzyła w jego oczy a wino zaczęło lekko szumieć w głowie

- ech ... jakie on ma spokojne rysy twarzy, ciekawe jaka jest jego skóra?

Ukryte pragnienie dotyku i przytulenie się do męskiego ciała skupiło się w kropelkach wina

wchłanianego przez krew i pompowanego do komórek mózgowych, a myśli zostały

zdominowane lekkimi fantazjami erotycznymi. Zarumieniła się.

- wiesz  Aleksander, to wino jest mocne.

Chciała coś jeszcze powiedzieć, lecz słowa zamieniła w ruch, kiedy dotknął jej dłoni.

Nie cofnęła ręki a gestem aprobaty, kciukiem lekko przesunęła w poprzek

po jego palcach. Aleks odpowiedział podobną pieszczotą.

W milczeniu przyglądali się grze delikatności.

Ich dłonie kontrastowały na tle śnieżnie białego obrusa, kiedy ten niemy taniec rozwijał

się w dotyku subtelności.

Palce splątały się, oddalały od siebie by po chwili znów dokonać splotu w innym miejscu.

Kreśliły figury z linii, kątów, zakoli nie znane w naukach geometrii.

Przygasająca świeca strzelała raz to jasnością światła a raz półmroku.

Długie cienie raz się rodziły raz odchodziły z ciemnością.

Aleks złapał mocniej dłoń Karli

- chodź, idziemy  stąd. Chodź....

 

 

 

                                                                 Mezar 

 

 

 

 

                                                                 

 

bogbag : :
mar 21 2006 ODSŁONA - 18 - RYNEK
Komentarze: 0

 

Odsłona  - 18 -

 

Był zadowolony z przebiegu prac w szkole.

Poranna rozmowa z milą nauczycielką geografii i perspektywa spędzenia

wieczoru w jej towarzystwie radykalnie zmieniły jego wewnętrzne samopoczucie

utrzymujące się w ostatnich tygodniach na poziomie kontrolowanej apatii.

Zapewne również poprawa pogody i wydłużenie dnia przyczyniły się do tego.

Aleks nie przepadał za długimi wieczorami w ciemnościach.

Śnieg pokryty brudem miast, wiatr szarpiący gałęzie drzew, chłód kropel

późnozimowej a wczesnowiosennej mżawki na twarzy to wszystko dominowało

w tworzeniu się nastroju przygnębienia i monotonni szarości.

W mieszkaniu zawsze zapalał kilka świateł tak, że w pomieszczeniu  panował ciepły

klimat bez chowającej się w zakamarkach ciemności.

 

Kilka razy mijali się jeszcze tego dnia przelotnie bądź to na korytarzu

bądź to w chwilach, kiedy wyciągał młodego chłopaka z zajęć w sytuacjach

wymagających pomocy drugiej pary rak.

Nie zamienili jednak już żadnego słowa, świadomie pozostawiając sobie wolne ramy

i czekając na okazje wyindywidualizowania się poza granice płaszczyzn zawodowych.

 

Z hotelu wyszedł 30 min przed czasem umówionego spotkania.

Chciał mieć odrobinę czasu dla siebie.

W samotności zasmakować klimat, jaki wytwarza Rynek z jego klejnotami

starych budynków i zabytków.

Brakowało jeszcze kwiatów w kląbach i zielonych dekoracji wystawianych

na zewnątrz restauracji i kawiarenek, których w okolicach Rynku było ponad

trzysta, ale czuło się pomału nadchodzący maj.

Przed niektórymi lokalami gastronomicznymi prowadzono już powolne przygotowania

do wystawiania ogródków piwnych. Powolnie i z gracją ruszyła ostatnia dorożka.

Dwa siwe konie i czerń powozu nadawały bajkowego nastroju temu przeuroczemu

miejscu ze swoimi oświetlonymi Sukiennicami w jego centralnym punkcie.

Szedł powolnie z rękami w kieszeniach płaszcza.

Przystanął przed tablica pamiątkową przypominającą przysięgę składaną przez

Tadeusza Kościuszkę. „ W tym miejscu.......... „ zamyślił się nad historia.

Zawsze czul  wzrastającą zadumę będąc w miejscach starych naznaczonych

wielkimi wydarzeniami wcześniejszych stuleci.

Z którejś wieży kościelnej rozległo się trzy dźwięczne uderzenia zegara.

Miał jeszcze kwadrans. Ruszył dalej w kierunku kościółka.

Minął Sukiennice rzucając przelotnie spojrzenie w ich wnętrze.

Kiedy doszedł do obiektu umówionego spotkania położonego w południowym

narożniku Rynku miał jeszcze kilka minut.

Zaczął czytać tablice informacyjną na zewnętrznej ścianie umieszczonej obok wejścia.

Jeden z najstarszych kościołów krakowskich wzniesiony na przełomie X i XI w.

Kiedy wszedł do środka uwagę jego przyciągnął ołtarz.

Był nieproporcjonalnie duży w porównaniu z całością powierzchni.

Kilkanaście ław. Cisza i wręcz kameralny kontakt z wiarą.

W środku były dwie osoby pochłonięte modlitwą.

Aleks przypatrywał się detalom. Krucyfiks w tęczy, obraz św. Wojciecha

oraz figury aniołów. Zegary wybiły godzinę dziewiętnastą.

Bezszelestnie wyszedł na zewnątrz.

 

Wyszła szybkim krokiem z ulicy Siennej na płytę Rynku.

Stanęła, zatrzymując wzrok na małej budowli kościołka z uwaga przyglądając

się spacerującym wokół budowli osobom.

Każda męską sylwetkę badawczo ogarniała wzrokiem.

Serce jej bilo miarowo w rytm w milczeniu powtarzanych słów

- to on,...to on, ...

                                                                                                Mezar

 

 

bogbag : :
mar 19 2006 ODSŁONA - 17 - SZAFA
Komentarze: 0

 

Odsłona - 17 -

 

Otworzyła szafę. Wyszukującym wzrokiem przebiegła po jej wnętrzu.

Zamyśliła się patrząc na garsonkę w kolorze zgaszonego różu.

- tak, tak to będzie dobry wybór.

Pomyślała i sama do siebie z zadowoleniem kiwnęła głową.

Jakby dla uzyskania pewności, co do wyboru, wyjęła wieszak z garsonką

i przyłożyła do siebie.

Przechylając głowę raz w lewo raz w prawo przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze.

Skupiła się na sekundę na twarzy, która promieniowała radością na wspomnienie

porannego spotkania z Aleksandrem.

- Aleksander.

Myśli jej skupiły się na tym słowie bombardując wszystkie komórki mózgowe.

- Aleksander.

Jakiś odgłos z za ściany przywrócił ją rzeczywistości.

Popatrzyła na zegarek, jeszcze dwie godziny dzieliły ją od spotkania.

Otworzyła drugą połowę szafy, gdzie na małych półeczkach stały torebki różnych

fasonów i kolorów. Sięgnęła po małą, miękka torebkę w odcieniach różu wykonaną

z tkaniny tweedowej o stylistyce przypominającej kolekcje Chanel.

Rączkę miała wykonaną z zamszu i satyny.

Całość przewiązana rzemykiem oraz ozdobiona z przodu kwiatem wykonanym

z ciemno-różowej zamszowej, delikatnej skórki.

Położyła torebkę koło garsonki na łóżku.

Sięgając do dolnej półki szafy przysunęła zdecydowanym ruchem pudełko

z butami. Były to czółenka wykonane z identycznego materiału jak ozdoby przy torebce

i tej samej kolorystyce. Proste, klasyczne z ładnie wyprofilowanym obcasem.

Postawiła buty koło łóżka.

Ogarnęła zadowolonym wzrokiem całość przygotowanego ubrania.

 

Zadzwonił dzwonek do drzwi.

W drzwiach stała uśmiechnięta Jolka.

- cześć Karolina, przepraszam, że bez zapowiedzi, ale byłam na zakupach,

spotkałam tam twoją mamę z Elżunią i ona powiedziała mi ze jesteś w domu.

Postanowiłam wpaść na herbatę.

Powiedziała uśmiechając się

- tak, tak, wizyty bez zapowiedzi to twoją specjalność, ostatnio łapałaś mnie pod

prysznicem

- masz chwilkę czasu?

- w sumie mam, bo wychodzę dopiero za godzinę, ale nie będę z tobą siedziała

cały czas, bo musze się przebrać. Wiesz gdzie jest herbata, zrób dwie filiżanki,

ja w tym czasie wezmę szybki prysznic, przebiorę się i będziemy mogły chwilkę

porozmawiać

- dobrze, dobrze, przeszłam przeszkolenie jak działać w kuchni, twoja szanowna

mamusia instruowała mnie z pół godziny, pamiętam tą lekcje do dziś.

Jaką herbatę dla ciebie Karolina?

- Mam ochotę na jaśminową, jest świeża. Kupiłam ją wczoraj

- To dobrze, mnie też ten smak chodził po głowie, więc zaparzę w czajniczku.

Z kuchni dochodziły delikatne dźwięki przygotowywanych filiżanek a pomieszczenie

wypełnił aromatyczny zapach herbaty.

Przechodząc koło łazienki Jolka zapukała w drzwi.

- pośpiesz się Karla, aromat herbaty woła cię pilnie

- już wychodzę, sekundka.

Przechodząc koło sypialni, Jola zatrzymała się przy lekko uchylonych drzwiach

i z zaciekawieniem spojrzała na leżąca na łóżku cześć garderoby.

Rozłożyła w saloniku filiżanki, i usiadła z gracja w fotelu.

- nalałaś już do filiżanek?

- tak, siadaj, siadaj i mów gdzie to idziesz.

Widząc twoje święcące oczy i ciuszki leżące na łóżku, no i to, co masz na sobie,

dochodzę do wniosku że masz randkę.

- Jolu rola śledczego w twoim wykonaniu jest perfekcyjna.

Wyobraź sobie, ze masz racje. Mam randkę

- Ooo, to widzę Kola działa dość szybko?

- Kola? Nie żartuj...to nie Kola. Poznałam interesującego faceta. Nic więcej nie powiem.

- Teraz rozumie. Będziesz miała wizytę?

- Nie. Umówiłam się w Rynku.

- A Elżunia? a co na to twoja mama? Pozwoliła ci na randkę, nie żartuj?

- Musiałam posłużyć się małym fortelem, powiedziałam, że mam konferencje w szkole

i wrócę późno. Sama byłam zaskoczona, że zaproponowała mi zaopiekowanie się małą.

 

Piły herbatę w milczeniu. Karolina była nieobecna myślami.

 

 

 

bogbag : :
mar 11 2006 ODSŁONA - 16 - W SZKOLE
Komentarze: 3

                                                   Odsłona - 16 -

 

Wychodząc z gabinetu dyrektora zerknęła  na sekretarkę, zaczytaną w kolorowym

czasopiśmie. Ciepłym, przyjaznym głosem zapytała.

- Pani Agato, co tak skupiło pani uwagę?

- Ach pani Karolino, proszę sobie wyobrazić, że od jakiegoś czasu czytuje horoskopy,

bo pani wie... Taka szarzyzna jest dookoła,

a właśnie od dwóch miesięcy zaczęły się sprawdzać niektóre przepowiednie gwiazd.

O... widzi pani w zeszłym tygodniu było napisane, ze czekają mnie niespodziewane

wydatki, i musiałam hydraulika wezwać, bo pękło kolanko pod umywalką w łazience.

W dzisiejszym numerze jest napisane, że przyjaciel zaprosi mnie na miły romantyczny

wieczór.

A pani? Spod jakiego znaku zodiaku jest pani? Zapytała sekretarka.

- Waga – odpowiedziała zaskoczona Karolina.

Sekretarka przejeżdżała palcem po kolumnach horoskopu

- o jest - czytała chwilę w milczeniu.

- W pani horoskopie jest wielkimi literami napisane...Samotne wagi nawiążą ciekawą

znajomość w środku tygodnia, która może stać się zalążkiem płomiennego romansu.

Musisz tylko wykazać więcej inicjatywy.

Czytała z przejęciem i wielkim zaangażowaniem dalej

- Twoje gwiazdy sprzyjają romantycznym spotkaniom i miłosnym uniesieniom.

Wolny czas możesz  więc przeznaczyć na podróż we dwoje lub inną formę zacieśnienia

wzajemnych więzi. Pewne wydarzenia potoczą się w błyskawicznym tempie dostarczając

ci wiele przyjemnych niespodzianek. Uważaj, żeby zauroczenie nie pozbawiło cię zdrowego

rozsądku.

- Wystarczy już, wystarczy pani Agato. Miła zabawa. Co za niezwykły dzień? 

W pokoju nauczycielskim też pytano mnie o horoskopy, a ja ze sporym sceptycyzmem

podchodzę do tego rodzaju proroctw - powiedziała Karolina.

Opuszczała sekretariat ze zgodą dyrektora na klasowa wycieczkę do kina i uśmiechem

się na ustach. Rozbawiła ją ta rozmowa z sekretarka, była daleka od poddania się fali

i mani czytania horoskopów w rożnych czasopismach i wybierania tych co budują

pozytywny optymizm, co dają nadzieje na przyszłość.

Nacisnęła klamkę i w tej euforii chyba zbyt gwałtownie pchnęła drzwi.

Prawie że uderzyła nimi mężczyznę stojącego na korytarzu.

Ich oczy spotkały się i znieruchomiały w niezrozumieniu sytuacji.

Zdumione, zdziwione, zachwycone, wpatrzone w siebie zachłannie, w nieruchomym balecie

emocji wzajemnego odczytywania nachodzących po sobie wrażeń.

Przekrzywiła lekko głowę.

Jej wargi delikatnie zadrżały a w kącikach ustach poczuła suchość.

Przełknęła ślinę.  Czuła wewnętrzny łomot niespokojnego serca.

Patrzyła z niedowierzaniem - czy to możliwe?

Chłonęła głębie jego wzroku, napawając się tą chwilą, chcąc ją zatrzymać i przeciągnąć

w kolejne następujące po sobie minuty.

Niedowierzanie, mieszało się z radością. Radość z lękiem.

Lęk z niedowierzaniem. Stać?... Iść?...Mówić coś?...Milczeć?

Tylko myśli nie zatrzymały swojego biegu w tym bezruchu wyczekiwania.

-  Co zrobić, żeby nie zaprzepaścić tej chwili?

Pamiętała ze sklepu, że to on pierwszy odezwał się do niej.

Tam byli oboje na neutralnym gruncie anonimowości.

Teraz poczuła się jednak w roli gospodarza.

- Co za niespodziewane spotkanie? Zaczynam wierzyć w horoskopy - powiedziała

uśmiechając się oczami, ustami, całą twarzą

- nie bardzo rozumie - odpowiedział lekko zmieszany Alex

- bardziej przypisuję to niespodziewane spotkanie kole fortuny- powiedział i pomału zaczął

odzyskiwać swoja pewność

- a pani obecność w tym miejscu jest wręcz dla mnie losową wygraną.

Proszę nie odchodzić, proszę zaczekać, pani nie może mi znowu zniknąć. Bardzo proszę...

- nie zniknę, ja tu pracuje.

- wiec tym bardziej czuję się wybrańcem losu. Czy może pani zamknąć drzwi – szepnął

nachylając się w stronę Karli.

Pachniała poranną czystością i lekkim bukietem perfum o intensywnym zapachu pasującym

do jej sylwetki, karnacji skóry i koloru włosów.

- Sekretarka nas obserwuje – mówiąc to posłał uśmiech kobiecie we wnętrzu pomieszczenia.

- Alexander Abramowski - wyciągnął do niej dłoń

- Karolina Rudzik -odpowiedziała podając rękę. Poczuła ciepło przepływające z jego dłoni.

- jest bardzo delikatna w dotyku - bardziej stwierdził niż pomyślał.

Skóra nasączona balsamem do pielęgnacji dłoni dawała lekkie złudzenie poślizgu,

kiedy celowo, bardzo wolno przesuwał swoje palce po wnętrzu jej dłoni, szukając tego czegoś

więcej aniżeli zwykłego dotyku.

Kiedy ich opuszki palców musnęły się w tym nieco dłużej trwającym geście poznawania,

chyba nieświadomie przymknęła na ułamek sekundy powieki?

- właściwie, co pana sprowadza do naszej wylęgarni wiedzy?

 czuła ze on przetrzymuje jej dłoń...sama nie chciała zabrać ręki...

Z wewnętrzną aprobatą i cichą satysfakcją przyjmowała tą niewerbalną formę komunikacji.

- przyjechałem z Łodzi i mam w waszej szkole wykonać parę pomiarów potrzebnych

do realizacji projektu, który zlecono w naszym biurze.

Z pewnością słyszała pani o modernizacji budynku w czasie letnich wakacji.

-tak, tak. Tylko nas nauczycieli nie interesują specjalnie sprawy techniczne.

Znamy problemy i uciążliwości występujące na co dzień

Zgłaszamy wszystkie usterki dyrekcji ,a ta podejmuje decyzje.

- Jakiego przedmiotu pani uczy?

- Geografii.

Spojrzał na zegarek.

- za chwile mam spotkanie w sekretariacie, ale zanim tam wejdę mam do pani dwie prośby

– przerwał na chwile czekając na jej reakcje.

- Tak. Słucham – przypatrywała się jego ustom.

- będę czasami potrzebował kogoś do pomocy. Czy jest taka możliwość, że odda mi pani

do mojej dyspozycji jednego ze swoich prymusów ? Miałem przyjechać z kolegą jednak

wypadek losowy sprawił, ze jestem sam.

Widząc jej wahanie ciągnął dalej

- to może być 20 min może godzina lekcyjna i żadnych niebezpiecznych zadań, obiecuje.

- no dobrze dla pana zrobię wyjątek – uśmiechnęła się,  a ta druga prośba?

Przez chwile zbierał słowa. Układał w myślach z nich korowód.

- w drodze rewanżu...chce zaprosić panią na kolacje i spacer po starym mieście - wyrzucił

szybko z siebie, nie to, co chciał powiedzieć. Wspomnienie wczorajszej odmowy

było ostrym narzędziem podcinającym skrzydła jego pewności.

Pomogła mu w widocznym zakłopotaniu.

- Czy wie pan, ze dzisiaj rano myślałam o naszym spotkaniu w sklepie.

To niezwykłe, spotkać się ponownie w ciągu tak krótkiego czasu.

Szukała oczami jego wzroku.

Przemykała spojrzeniem po jego twarzy, chcąc tym ekspresowym sposobem utrwalić

w myślach jak na fotografii rysy jego twarzy, owal oczu, kształt nosa.

Zadzwonił dzwonek.

- Jestem w pracowni geograficznej na pierwszym piętrze.

To odpowiedź na pierwszą prośbę.

Co do drugiej to , będę pod kościółkiem świętego Wojciecha w Rynku o dziewiętnastej.

Odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła w głąb korytarza.

Alex spoglądał jeszcze chwilę na kształt jej łydek.

Przyjmując poważna minę zmazał uśmiech z twarzy i wszedł do sekretariatu.

 

Szła szybko rytmicznie uderzając obcasami o posadzkę korytarza.

Z uśmiechem spoglądając na szyldy na drzwiach...1a...2b

...uśmiechała się do okien, drzwi , do parapetów.

Stanęła przed drzwiami z napisem pokój nauczycielski.

Nie nacisnęła klamki. Stała odmieniając w myślach jego imię

- Aleksander....Aleks...Olek...

 

 

                                                              Mezar

 

 

bogbag : :
mar 05 2006 ODSŁONA - 15 - SZKOŁA
Komentarze: 1

                                              

  Odsłona - 15 -

Szkoła przedstawiała typowy wytwór lat gierkowskich zwany w całym kraju 1000-latką.

Budowana w pośpiechu, oszczędnościowymi technologiami stawiającymi bardziej

na prężniejszy wygląd i pozorną funkcjonalność, niż na integracje projektu z istniejącą

już zabudową.

Trzykondygnacyjna, zestawiona z dwóch łączących się potężnych bloków  w kształcie litery L.

Wraz z budową Nowej Huty stanowiła z pewnością zaburzenia w klimacie i duszy, jakie

tworzyło i posiadało to miasto.

 

Miał jeszcze kwadrans do umówionego spotkania z inwestorem.

Usiadł na ławce i zapalił papierosa. Obserwował młodych ludzi.

Niektórzy mieli jeszcze wyraźne cechy dzieci, a niektórzy wygląd łącznika pomiędzy nimi

a dorosłością. Wszyscy kolorowo ubrani, włosy od obciętych na zapałkę do pasa.

Dziewczyny w krótkich spódniczkach i z pomalowanymi paznokciami.

Szlag go trafiał na wspomnienie jego własnego wyglądu w szkole średniej.

Wręcz wojskowy wzór. Mundurki, tarcze i te białe wiecznie prane i prasowane kołnierzyki.

 

Kiedy pchnął drzwi jakby na zasadzie reakcji tumult chciał go wyprzeć z powrotem

na zewnątrz?

Męczył go gwar i hałas zbiorowisk.

Nie chodziło mu w tym o głośność dźwięków, lecz o ich bezsensowne brzmienie i ich natłok.

Niemożliwość ich ponownego odtworzenia i konsolidacji z nimi.

Sam przecież słuchał głośno muzyki bardzo zróżnicowanej w dźwiękach, szukających

spójności w fałszu i zróżnicowaniu pojedynczym brzmieniem instrumentów.

Poszukiwaczy stylu w różnorodności.

„ King Crimson ” w wykonaniu rozszalałej młodzieży nie przypadł mu jednak do gustu.

Nie potrafił znaleźć czynnika łączącego te dźwięki.

Wiedział jednak ze wspólnym mianownikiem do ich powstawania...jest młodość.

Szeroki, przestronny korytarz falował ruchem chodu przyszłych kadr kierowniczych,

intelektualistów, przeciętniaków i potencjalnych przegranych szans.

W tym tłumie jedności wyraźnie odbijały się dwie postacie.

Starszy woźny i młody, chowający swoje mięsnie w mundurze, ochroniarz.

. prosze, proszę - pomyślał

- szkolnictwo boryka się z problemami finansowymi a tutaj taki luksus.

Hmmm.. woźny i na dodatek wewnętrzny monitoring.

Kiedy przystanął na chwile by porównać wnętrze z planami, które wcześniej studiował,

podszedł do niego młody chłopak z przewieszoną przez szyję tasiemką i zawieszonym

identyfikatorem

„ dyżurny ”.

- czy mogę panu w czymś pomóc ?

- tak. Szukam sekretariatu.

Odwracając się wskazał na drzwi jednocześnie dla podkreślenia gestu mówiąc

- drugie drzwi na prawo

- dziękuje ci bardzo

Stojąc przed drzwiami uniósł dłoń do klamki, gdy te otworzyły się nagle na zewnątrz.

W drzwiach stała ONA.

 

                                                                                      Mezar

 

bogbag : :