lut 24 2006

ODSŁONA - 12 - KAMIENIE


Komentarze: 0

 

                                                  Odsłona - 12 -

 

Ulica Długa, pełna wystaw sklepowych i porannego ruchu pieszych.

Sklepy dostępne jeszcze tylko dla wzroku od strony jaśniejszych wystaw i ciemnością

wnętrz. W niektórych zaczynał się jednak powoli ruch w głębiach zaplecza.

Auta dostawcze różnej wielkości zatrzymywały się parkując ciasno koło siebie.

Ekspedientki z zaspanymi oczami wnosiły kartony i pudełka.

Karla zatrzymywała się przed niektórymi wystawami, szukając swojego odbicia.

W szybie cukierni poprawiała włosy.

Przeglądając się w wystawie sklepu z bielizną damską, poprawiała  płaszcz.

Uśmiechnęła się do siebie. Zatrzymując wzrok na finezyjnych kreacjach sukien

ślubnych, odnosiła wrażenie, że stojące za szkłem manekiny mówiły

- przyśpiesz kroku, przyśpiesz kroku. Nie patrz, to nie dla ciebie -.

Czuła dreszcz wspomnień i emocji przechodząc obok tej wystawy.

Pomimo tego kątem oka i tak zerkała na piękne suknie z wyrafinowanymi wzorami

rodem z salonów mody ślubnej z całej Europy.

Jej niespełnione marzenie.

Nie miała swojej ślubnej sukni, nie miała swojego wesela.

Szybko brany ślub z widoczną już ciąża i potem obiad na osiem osób z przełykanymi łzami

od kąśliwych uwag matki, nie mógł być marzeniem żadnej dziewczyny.

Nie miała jednak o to do niej żalu. Nawet ją rozumiała i tłumaczyła, że nie spełniła

jej matczynych oczekiwań. Stając przed problemem ujawnienia prawdy bądź zerwania

stosunków z rodzina wybrała to pierwsze.

W czasie niedzielnego, rodzinnego obiadu oświadczyła cicho, że jest w ciąży i nie będzie

w związku z tym zdawała na studia.

Wyzwoliło to w jej rodzicielce lawinę niesłychanej aktywności.

Szybko zaaranżowała ślub. Nie broniła się czując swoją zależność od niej.

Zasypiając nocami szukała swojej twierdzy.

Działania matki wyczuwała jednak jak strzały armatnie....

Bo matka chciała.

Bo matka kazała.

Matka wybrała jej kierunek studiów, zaniosła papiery na uczelnie, zaprowadziła

na egzamin.Matka czytała wyniki na liście przyjęć.

Kipiała złością, jak jej Karli, zabrakło  pól punktu do przyjęcia  na studia.

Matka pisała odwołanie. Wszędzie matka...matka... matka.

 

Ta sama matka opiekowała się nią w ciąży.

Odebrała ze szpitala i zajęła się wychowaniem dziecka po jego urodzeniu, przerzucając

jednocześnie cześć swojej dominacji z Karli na Elżunie.

Dużo jej zawdzięczała.

Nie buntowała się. Była uzależniona finansowo.

Mąż okazał się dzieciakiem, którego rzeczywistość przerosła.

W sumie w tamtym czasie oboje byli dzieciakami, tylko ona Karla musiała przejść

przyśpieszony kurs dorosłości w systemie eksternistycznym.

 

Wychowano ja surowo w szacunku do drugiego człowieka.

Potrafiła wiele z siebie dać. Lecz nie miała śmiałości i nie umiała o cokolwiek prosić.

Przyjmowała to, co przynosił jej los.

Uległa życiu. Pokora była wpisana w jej naturę.

Wierzyła, że każde uczynione dobro prędzej czy później wróci do niej, że zło wyrządza

największą krzywdę samemu sprawcy.

Te dwie prawdy to był jej wewnętrzny dekalog, który okroiła o osiem innych wielkich prawd.

Uważała, że każdy powinien mieć jakieś zasady, którymi powinien się kierować.

One są jak koło ratunkowe w nurcie ściągającego na dno odmętu.

Pozwalały zachować jej wiarę w trudnych życiowych wydarzeniach.

 

Ilekroć jej ścieżki przebiegały obok salonów z sukniami ślubnymi, wracały jej wspomnienia

z przeszłości. Wpatrywanie się w te dzieła sztuki projektantów i krawców Europy

Zachodniej było takie naturalne. Zawarte w święcących oczach prawie że każdej kobiety.

Kolejny salon. Witryna w srebrnych ramach i ta piękna suknia, nie biała tylko beżowa

z kwiatem konwalii na falbanach od talii w dół i wyrafinowanym gorsecie z ciekawymi

zakładkami. Od kilku tygodni ta suknia skupiła jej uwagę.

Codziennie zerkała czy to cudo paryskiej kolekcji jeszcze jest na wystawie, a cena

7800 zł. była gwarantem, że chyba jednak będzie.

-jest - powiedziała na glos Karla.

Obejrzała się za siebie, czy ją ktoś widzi, w końcu tą ulicą jej uczniowie też szli do szkoły.

Stawiając powolny krok za krokiem podeszła do następnej wystawy.

Szyby błyszczały czystością a ciemne wnętrze sklepu wzmacniało lustrzany efekt.

Widziała wyraźnie swoje odbicie wciskające się pomiędzy wyroby kaletnicze.

 Zatrzymała wzrok na niewielkiej torebce w kolorze jasnego brązu, pomyślała o matce

i jej majowym święcie.

-byłby dobry prezent. Podobałby się mamie - pomyślała szybko

 

Zawsze starannie dobierała prezenty. Lubiła obdarowywać bliskich i znajomych.

Podarunki dla matki miały dla niej szczególne znaczenie.

Pragnęłaby aby jej prezenty zostały przyjęte bez krytyki, której ślady systematycznie z

mieniały jej osobowość.

Nosiła w sobie poczucie winy... Tylko czyjej i za co?

Zrobiła kilka kroków. Ta procedura wystaw, jak sama nazywała szkolne oczko

zamieniane na wystawowe oczko, powtarzała się w środy każdego tygodnia.

Rytm dnia budził ją, podnosił dłoń z poranną kawą, zaczesywał włosy ponad czoło

rozszerzonymi palcami, kanapki dla Elżuni, buziak....

Nie chciała gubić rytmu stąd te środowe przechadzki oczami po surowo, ale plastycznie

udekorowanych wystawach.

 

Znany i przyciągający sklep z pamiątkami a w nim zbiór różnych kamieni o ciekawych

 kształtach. Tu zatrzymywała się zawsze dłużej, tak jak przy mydlarni patrzyła oczami

wyobraźni wiedząc, ze poznając historie każdego kamienia, można poznać historię świata.

Lubiła chłód kamieni. Miały one w sobie pewną surowość, której brakowało szkłu

czy chociażby plastikowi. Kamień jest wyrazisty, nieprzetworzony, ponadczasowy i

wszechobecny, pospolity a przecież tak niezwykły.

Gdzieś w głębokich zakamarkach pamięci kryły się zasłyszane w opowieściach matki,

bajki o rycerzach zaklętych w skałę.

Za karę za popełnione grzechy, jako przestroga dla potomnych.

Może właśnie, dlatego o kimś złym mówi się, ze ma serce jak głaz.

To jedna z legend opowiadanych jej przez matkę w dzieciństwie

- znowu matka - pomyślała ze za dużo dzisiaj ją wspomina.

Kamienie przecież są dobre.

Białymi kamykami Rzymianie w kalendarzu zaznaczali szczęśliwe dni.

Szukała w pamięci jeszcze innych „dobrych” historii o kamieniu, jakby chciała znaleźć

równowagę huśtawki dla złych legend, z którymi zapoznała się w dzieciństwie.

- Świetny temat na lekcje. Wrzucić do pamięci - pozytywne role kamienia – pomyślała.

 

Dźwięk telefonu komórkowego wyrwał ją z zamyślenia

- cześć Karla jak dotarłaś  wczoraj do domu, wszystko ok.

- tak wszystko w porządku Jolu –

- wiesz po twoim wyjściu Karla, pytał się o ciebie Kola i koniecznie chce się z tobą umówić.

Karla, co ty robisz, dlaczego odrzucasz facetów - brzmiał w telefonie zatroskany glos.

- umów się z Kolą. To dobry człowiek

- nie wiem, mam jakieś obiekcje,

- Karla przemyśl wszystko, wiem ze Kola będzie ciebie szukał wieczorem.

Cześć trzymaj się

- A, dzięki, że uprzedziłaś

Włożyła telefon do torebki wchodząc na szkolne podwórko.

 

                                                                                                  Mezar

 

 

bogbag : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz