ODSŁONA - 25 - ŁZA
Komentarze: 5
Odsłona – 25 –
Leżała na wznak. Otwierała powoli oczy.
Patrzyła na sufit i na ćmę latającą naokoło lampy.
Ćma skrzydłami w kolorze brudnego brązu, uderzała niespodziewanie o żarówkę
i nabierała przyśpieszenia w swoim niespokojnym locie.
Obserwowała chwilę jak ćma błądziła niemądrze i bez celu naokoło lampy z dwoma kloszami.
W jednym kloszu sterczała żarówka energooszczędna z pozawijanymi szklanymi rurkami.
W drugim kloszu sterczała pękata zwykła żarówka.
Pomyślała, że ćmy obsesyjnie lubią krążyć pod sufitem.
Ta ćma wybrała żarówkę energooszczędną i przed nią wykonywała swój dziwny indiański taniec.
Zwykła żarówka ją nie interesowała,
- Ćma zgubiła noc, już dzień jest – pomyślała Karla.
Rozejrzała się dookoła. Półmrok.
Grube mury i małe okienko weneckiego okna po lewej stronie, wskazywały na stary budynek.
Łóżko szpitalne, stojak do kroplówki i sączący się plastikowymi rurkami płyn do jej ręki,
szafka pełna kubeczków z bagietkami, gaziki, termometr i sterta chusteczek higienicznych.
Po prawej stronie zamiast ściany było potężne okno.
Po urządzeniu pomieszczenia domyśliła się, że to dyżurka pielęgniarek.
Wewnątrz dyżurki kręciły się dwie pielęgniarki.
W jej sali stało jeszcze jedno puste lóżko.
Zobaczyła śpiącą na krześle matkę, opatuloną granatowym wełnianym szalem w szkocką kratę.
Patrzyła na jej zmęczoną twarz, opadnięte bezwładnie ramiona, niedbałą fryzurę
i wypielęgnowane ręce z pogrubionymi żyłami. Dłoń była już naznaczona upływem lat.
Plamy wątrobowe i zwiotczała skóra na palcach mówiły o jej wieku więcej niż metryka urodzenia.
- moja matka wygląda staro - pomyślała o matce tak pierwszy raz w życiu .
Była zdziwiona własnymi odważnymi myślami. Starała się jej nie krytykować nawet w myślach
Przymknęła oczy.
Próbowała w zaistniałej sytuacji przyporządkować rzeczywistość, którą widziała teraz,
do splotu wydarzeń w których uczestniczyła przedtem.
– musiałam stracić przytomność - pomyślała Karla. Co robi tutaj matka ?
- miała być w szpitalu koło Elżuni ? Cholera, cholera, cholera... -
- Co z moją torebką? Z pieniędzmi ?
- pewnie matka będzie robić wymówki o te ukradzione pieniądze, znowu będzie awantura.
Na samą myśl o awanturze z matką skuliła ramiona jakby chciała się schować w sobie samej.
Pytania, pytania i jeszcze raz pytania bez odpowiedzi.
Bezszelestnie weszła pielęgniarka - pochyliła się nad kroplówka.
Sprawdziła weflon na przegubie ręki Karli, umocowała go dodatkowym plastrem,
ścierając kropelki krwi gazikiem. Uśmiechnęła się do Karli.
Zamoczyła bagietkę w wodzie i delikatnie zwilżyła jej usta
- nie budzę jeszcze starszej pani – niech podrzemnie choć chwilkę, zasnęła jakieś piętnaście
minut temu. Przyjechała bardzo zmęczona, nie spała całą noc.
- Zmierzymy teraz temperaturę -
powiedziała wsuwając termometr pod pachę Karli.
-Córeczka po zabiegu jest w dobrym stanie, proszę się nie martwić –
powiedziała nachylająca się nad Karlą.
– za godzinę zawieziemy panią na badania - będzie wszystko dobrze , do wesela się zagoi
– mówiła ciepłym szeptem pielęgniarka.
- dziękuję pani – wyszeptała Karla
- proszę nie dziękować to moja praca. Dla mnie to wyróżnienie, że chociaż tak mogę się
pani odwdzięczyć – powiedziała pielęgniarka
Widząc zdumiony wzrok Karli, pochyliła się nad nią jeszcze raz i cicho mówiła do niej
- jestem mamą Agnieszki Landzianowskiej z II b. W zeszłym roku poświęciła pani jej dużo czasu ,
rozmawiając z nią wiele razy w cztery oczy, po tym jak nie mogła znaleźć sobie miejsca
po śmierci brata i opuściła się bardzo w nauce.
- pamiętam , to miła dziewczynka , mądra jak na swój wiek i bardzo wrażliwa -
szeptała Karla obserwując z niepokojem kątem oka matkę drzemiącą na krześle .
- Karolinko , dziecko moje kochane już obudziłaś się? - to dobrze, dobrze.
Głosem pełnym zaaferowania powiedziała nagle starsza pani , zrywając się z krzesła
- córeczko, córeczko, co za dzień się trafił nam ?
Dłonią głaskała Karle po policzku i włosach.
Opatulała ją kołdrą i poprawiała zmarszczony materiał na poduszce.
Wygładzała fałdy na kołdrze istniejące i te których nie było , jakby chciała dać zatrudnienie
swoim rękom i w ten sposób okazać swoją opiekuńczość.
Potem wyciągnęła grzebień z torebki i rozczesywała włosy Karli.
Nie była przyzwyczajona Karla do takich czułości matki, która teraz mówiła i mówiła o Elżuni,
o tym jak wyglądała po zabiegu , jak się czuje. Mówiła o tym że lekarze są dobrej myśli.
Mówiła i mówiła...
Słowa płynęły szelestem głosu matki. Karla przymknęła oczy.
Po policzku płynęła jej łza.
- Córuś, no co ty, nie trzeba, nie trzeba płakać, damy radę jesteśmy we dwie , no w trzy ,
ty ja i Elżunia - mówiła,
- pieniądze nie są ważne, połatamy jakoś dziurę budżetową, najważniejsze że ty jesteś cała -
mówiła ocierając jej policzek.
W tym geście matki było zażenowanie, lęk i zdumienie.
Tyle czułości nie słyszała Karla nigdy.
Dotyk dłoni matki przywołał u niej obraz dłoni Aleksa głaszczącej ją po policzku.
Przywoływała z mroków pamięci zarys jego dłoni i delikatnych, ale mocnych w uścisku palców.
Karla głęboko westchnęła i następne łza jej popłynęła.
W wyścigu o laury pierwszeństwa, ta druga łza goniła tą pierwszą łzę .
Mezar
kiedy granat nocnego nieba nadgryzał dopiero różowe
ścierając kropelki krwi gazikiem. Uśmiechnęła się do Karli.
Dodaj komentarz