Archiwum 21 stycznia 2006


sty 21 2006 ODSŁONA - 7 - W SKLEPIE
Komentarze: 4

 

 

Odsłona - 7 -

 

 Sklep był niewielki, lecz już na pierwszy rzut oka można było dostrzec obfitość towaru.

Osobiście wolał robić zakupy w małych sklepach, w których traciło się o wiele mniej czasu

na poszukiwanie potrzebnych produktów aniżeli w wielkich molochach zagranicznego kapitału.

Personel również był milszy. Uśmiechnięty z większą gotowością pomocy klientowi,

jakby mniej zestresowany szerzącym się na każdym kroku w wielkich firmach mobingiem.

Szybko znalazł parę drobiazgów i przystanął przed regałem z winami.

Chwilkę zastanawiał się nad wyborem, biorąc do rąk to jedną to drugą butelkę.

Gustował we włoskich winach zwłaszcza z regionu Toskani.

Nie znalazłszy jednak swojego ulubionego gatunku zdecydował się na czerwone

wino chilijskie. Merlot 2002.

Wiedział, że wina z Ameryki Południowej dostępne w sprzedaży detalicznej nie stanowią

rewelacji dla podniebienia, ale również nie można się na nich zawieść.

Ich jakość była zawsze constans a wynikała ze stałych warunków klimatycznych.

W Europie nigdy nie można przewidzieć, jaka pogoda będzie w maju czy kwietniu.

Temperatury wynikające ze statystyk znakomicie obrazują różnorodność

i nieprzewidzialnosc europejskiej aury.

 

 Coś czerwonego, kontrastowego odciągnęło jego wzrok od etykiety wina.

Spojrzał w tym kierunku skąd nadszedł niespodziewany impuls dekoncentracji.

Była ładna.

Wkładała do koszyka artykuły, mrużyła lekko oczy jakby testowała ich przydatność

a może cenę i odkładała je z powrotem na półkę.

Ściągnął jej wzrok na siebie i wyczuł zakłopotanie rodzące się z niejasności sytuacji.

Odstawiła szybko jeszcze kilka artykułów i zniknela za następnym regałem.

Rozglądał się jeszcze po półkach i utwieradzał się w schematach usytuowania produktów

w sklepach. Mięso i pieczywo na samym końcu.

Sery i produkty mleczne jako przedostanie.

Im bliżej kasy tym więcej słodyczy i to najczęściej umieszczonych nisko tak żeby

kusiły łakome dzieci a zniecierpliwione ich marudzeniem i pojękiwaniem matki,

wrzucały do koszyka byle jaki drobiazg, dla uzyskania świętego spokoju.

 

  Idąc w kierunku kasy podniósł z podłogi czarną, skórzaną rękawiczkę z chęcią

oddania jej kasjerce. „Czerwona ” znów pojawiła się w jego polu widzenia.

Rozglądała się za czymś.

- szuka pani tego? - Podał jej rękawiczkę

- tak. Dziękuje - wyciągnęła rękę po zgubę.

Jak zwykle wzrok jego padł na dłoń? To było już jak odruch bezwarunkowy.

Nie potrafił zapanować nad tym nawykiem.

Miała piękne dłonie. Delikatną skóre, długie, szczupłe palce i paznokcie wychodzące

około 2 milimetrów za obrys palca.

Czerwień lakieru była o ton ciemniejsza od czerwieni płaszcza.

- plus trzy - przeleciało pośpiesznie przez myśl gdyż nie chciał stracić chwili i dalszej

możliwości inwigilacji kobiety w czerwieni.

Twarz ładna, opleciona włosami w kolorze ciemnego kasztanu była wyrazem młodości.

W oprawie oczu jak i okolicach ust można było dostrzec jednak miniaturową siatkę

 dojrzałości tej kobiety.

Nie zapięty płaszcz odsłaniał jej sylwetkę.

Czarny obcisły golf uwypuklający piersi jakby był sygnałem na otwartość w poszukiwaniu

nowych kontaktów. To samo potwierdzała krótka, plisowana, wełniana spódnica

w szkocka kratę. Na nogach grube, czarne rajstopy i w tym samym kolorze sznurowane kozaki.

Całość stanowiła bardzo ciekawa kompozycje gustu niepachnacego stronami katalogu

wysyłkowego a potrafiącą zaspokoić niejednego malkontenta.

Ogólnie można było ją uznać za przedstawicielkę rodziny leptosomatyków,

ale jednak ten wzrost. Nie była wysoka. Miała około 160 cm, co trochę nie pasowało do tego typu antropologicznego.

- może i lepiej, ze nie jest - znów szybka myśl.

Nie przepadał za czystą sangwistycznościa ze względu na typologie charakteru.

Powolność brak zdecydowania i ostudzony temperament zaciągały samoczynnie u niego hamulce.

Wolał mieszanki zdolne do improwizacji i nieobliczalności.

Obserwował ją i im bardziej wyczuwał w niej niepewność, tym bardziej on odzyskiwał

swoje cechy dominacji nad kobietą.

 

  Zapłacił. Wyszedł przed sklep i powróciła świadomość, że jest w innym mieście

bez żadnych ścieżek, które w jakiś sposób mogły mu pomóc w przejściu przez obcość.

Słyszał za sobą otwierające się drzwi wejściowe sklepu. I znów czerwień.

- czy mogę pani w jakiś sposób pomóc? - Tak naprawdę sam nie wiedział,

co go skłoniło do tej słownej zaczepki.

- nie. Dziękuje - mówiąc to uśmiechnęła się jednak do niego.

- może jednak? Może odprowadzę panią. Jest już całkiem ciemno -

- naprawdę bardzo cenie pana chęci, ale nie mieszkam w pobliżu.

Nie powtórzył więcej. Nie lubił się narzucać.

Chciał zakończyć jednak tą scenę pozornej porażki.

- wiec życzę pani miłego wieczoru i spokojnego powrotu do domu-

Znów się uśmiechnęła i odchodząc rzuciła przez ramie

-robię dosyć często zakupy w tym sklepie wiec może innym razem,

ale dzisiaj naprawdę się śpieszę -

Patrzył jak przyśpieszyła kroku.

Czerwony płaszcz rozchylał się na boki gubiąc jej sylwetkę a jego oczy zgubiły ją

we wnętrzu tramwaju linii 13.

 

 

                                                                                            Mezar

 

 

 

bogbag : :