Archiwum 02 maja 2006


maj 02 2006 ODSŁONA - 22 - KANAPKI
Komentarze: 3

 

 

Odsłona  - 22 -

 

Noc powoli  szykowała się do ustąpienia miejsca porankowi.

Dzień wdzierał się pośpiesznie by zaistnieć swoimi nowymi,

nigdzie nie zapisanymi wydarzeniami.

Była piąta godzina w chwili, kiedy podjechała taksówką pod kamienicę.

Wysiadła ociężale. Widać było po niej zmęczenie minionej nocy.

Szła powoli po schodach rozmyślając o minionym dniu, o córce w szpitalu  i matce,

która nie ufając prywatnej pielęgniarce została by czuwać przy Eli po zabiegu.

Wspomnienie sytuacji sprzed kilku godzin przyprawiło ją o dreszcz zażenowania.

Pomimo napiętej atmosfery w szpitalu, matka taksującym wzrokiem popatrzyła

na jej sylwetkę i burknęła pomiędzy zdaniami wypowiadanymi do pielęgniarki

- w tym eleganckim ubraniu byłaś na konferencji?

Matka jak za dawnych lat, tym pytaniem wyzwoliła w niej poczucie winy za drobne

kłamstewko. Szła po schodach powoli.

Bezszelestnie kocimi ruchami wyjęła klucze z torebki i otworzyła drzwi mieszkania,

starając się najmniejszym dźwiękiem nie zbudzić śpiącej ciszy panoszącej się

pomiędzy, potęgującymi echem odgłosy, starymi murami.

Wzięła szybki prysznic, przebrała się. Popatrzyła na zegarek.

Godzina za kwadrans szósta wydawała się jej zbyt wczesną pora,

by zadzwonić do Aleksa.

- niech śpi jeszcze, zadzwonię do niego za godzinę, ma przecież przed sobą cały

ciężki dzień pracy – pomyślała  Karla - 

Poszła do kuchni.

Przygotowując kanapki przypomniała sobie jak gotowała kaszkę dla swojej córki,

kiedy była maleńka.

Bladym, wczesnym świtem, właśnie zwykle gdzieś koło szóstej rano,

kiedy granat nocnego nieba nadgryzał dopiero różowe dziąsła wschodu i spijając

barwę pozostawiały blady wiotki błękit, wstawały obie razem.

Brała swoje szczęście na ręce i człapały sennie do kuchni.

Tam jedną ręką przygotowywała poranną porcję śniadaniową.

Stawiała kubek z kaszką na palniku gazowym.

Drugą ręką ubezpieczała zasypiającą, co rusz na ramieniu małą kuleczkę snu

z potarmoszonymi włosami. Potem siadały przy kuchence w kąciku, opierając się

o szafkę z naczyniami. Mieszała w kubku leniwie mleczną poranną potrawę.

Elżunia szukała w tym czasie zajęcia dla swojej lśniącej ciekawości.

Tam też, właśnie w kuchni poznała pierwsze litery, nauczyła się czytać.

Pierwsze przeczytane słowa Elżuni to "E-M-M-A"  i  "S-K-O-L-M-E-T".

Tak nazywała się ich kuchenka gazowa.

Potem na arenę dnia wkraczała matka, przejmując zakres  nad opieką i rozwojem 

dziecka. Karla szła do pracy.

Przez  wiele lat miały dla siebie tylko te poranki. Te wspólne śniadania.

Te wspólne chwile w objęciach.

Te wspólne minuty, które urosły do rangi najważniejszego punktu dnia.

I coś z tego pozostało do dziś, bo celebrowała tą ważną chwilę,

broniąc tej ostatniej enklawy, do której nie miała dostępu matka.

 

Patrzyła tępym wzrokiem w zamyśleniu na przygotowane kanapki.

Apetyt odszedł z chwilą nadejścia nerwowego ucisku w okolicach splotu słonecznego.

Myśli odbijały się od wspomnień i powracały do teraźniejszości.

Ręce wsparła na obu łokciach na brzegu stołu a w dłoniach ukryła twarz.

Zbyt wielkie emocje, zbyt wielkie napięcie ostatnich godzin dały upust w łzach i

 cichym szlochaniu.

 

Chciała zadzwonić do Aleksa, pragnęła usłyszeć jego matowy łagodny głos,

który kojąco wpływał na jej spokój.

Tęskniła za dotykiem jego dłoni, za jego obecnością.

Zegarek wskazywał szósta czterdzieści.

- jeszcze dwadzieścia minut i zadzwonię -

Kiedy unosiła filiżankę z czarną, parującą i aromatyczną zawartością do ust zadzwonił

telefon?

Z niepokojem podniosła słuchawkę

- tak, słucham?.......

 

                                                                  Mezar 

 

 

 

bogbag : :