Archiwum 28 lutego 2006


lut 28 2006 ODSŁONA - 13 - ALEX IDĄCY DO SZKOŁY
Komentarze: 0

                                               

                                                Odsłona - 13 -

 

  Jadł śniadanie w pokoju jednocześnie śledząc mapę centrum Krakowa, którą otworzył

z jednej ze stron internetowych. Prześledził możliwość dotarcia do szkoły, w której miał

wykonać powierzone mu prace.

Zapisywał w pamięci nazwy ulic i odległości.

Numery linii tramwajowych i autobusowych przejeżdżających w pobliżu północnej części

starego miasta.

Wizualnie odległość od hotelu do szkoły była jednakowa jak od dworca do hotelu

wiec pomyślał, ze spacer poranny pomoże mu odrobinę zamazać ślady dziwnej nocy

pełnej szarpanych wspomnień.

Zapalając papierosa otworzył okno na całą szerokość.

Z zewnątrz wtargnęło świeże poranne powietrze przesycone słońcem i wilgocią zielonego

pierścienia, otaczającego tą najstarsza cześć miasta, nie tak odległych plant.

Sprawdził jeszcze raz komplet dokumentacji, którą potrzebował do przeprowadzenia

inwentaryzacji, instalacji wodnych i kanalizacyjnych w budynkach szkolnych i schował ją

w niewielkiej tubie.

Zastanawiał się chwile czy zabrać płaszcz, lecz widok porannego nieba pokrytego niewielką

liczbą chmur pierzastych, tworzących odrębne dzieła o białych przeróżnych formach tworów

i skupisk miniaturowych kryształków lodu, płynących niczym statki na niebie około 10 km

od powierzchni ziemi i nie potrafiących przesłonić światła i ciepła słońca, był sam w sobie już

podjętą decyzją.

 

W holu na parterze pozdrowił go portier w czerwonej liberii.

- moje uszanowanie panu

- dzień dobry - odpowiedział

- czy noc minęła spokojnie?

- tak dziękuje - odpowiedział zdawkowo zastanawiając się jednocześnie, co może powiedzieć

w takiej sytuacji gość hotelowy. Jeżeli powie, że spał źle to pomyślą, ze jest niemiły,

arogancki, no, bo jak można źle spać w komfortowych warunkach.

Uwielbiał tego typu pytania, na które zazwyczaj odpowiadało się szablonami.

Zupełnie jak po posiłku w restauracji

- czy smakowało panu...państwu?

Znów dylemat. Nawet, jeżeli nie smakowało, to żeby oszczędzić sobie wyjaśnień,

co i dlaczego, że stek był za krwisty, a zamawiał dobrze przysmażony, że cola miała być

z lodem i cytryna a była tylko z lodem... że w kotlecikach cielęcych więcej było tkanki

kostnej aniżeli mięsnej, odpowiadał zawsze...Tak było dobre.

Przy czym dobre było źle. Bardzo dobre, dobre a naprawdę wyśmienite, bardzo dobre.

Gdyby powiedział, ze nie smakowało, że było źle, to i tak musiałby zapłacić.

Oddając klucz w recepcji dotarły do niego szczątki rozmowy prowadzonej po niemiecku

pomiędzy recepcjonistka a dwoma młodymi mężczyznami.

- Wir mchten noch vier tage im Krakau bleiben. Gibt es die Mglichkeit, dass wir unsere

Zimmer bis zum Samstag behalten knnen ?

Nie musiał się starać odgadywać ich narodowości.

Jak wszędzie Żydzi poprzez zewnętrzny wygląd jakby manifestowali swoją przynależność

do narodu wybranego?

Opuszczając mury hotelu dobiegło go jeszcze jedno paraliżujące słowo.. Auschwitz

 

Pomimo wczesnej pory ulica tętniła życiem.

Może właśnie, pomimo bo w późniejszych godzinach ruch dla pojazdów, z małymi wyjątkami,

był całkowicie zabroniony.

Potykając się o nierówna płytę chodnikowa wpadł na dziewczynę idąca z przeciwka

w kierunku rynku.

- jak chodzisz palancie - bardziej warknęła niż wypowiedziała

Obrzucił ja wzrokiem. Miała może 17 lat. Bladość twarzy, uciekający do środka wzrok

i powolne, niedbale ruchy świadczyły, ze jest pod wpływem narkotyków.

Spojrzał na jej dłonie dostrzegając małe blizny i strupki po ukłuciach igły.

Wyzywający strój był wizytówką, w jaki sposób zdobywała środki na zaspakajanie

swojego narkotycznego głodu.

Myśli Alexa zaczęły buntować się, starając się ten obraz połączyć z pewnymi teoriami

autorytetów. Alberto Moravia pisząc, ze każda kobieta chciałaby się raz w życiu oddać

ze pieniądze z pewnością nie miał na uwadze tej właśnie dziewczyny.

Czy Witkacy pisząc „Narkotyki Niemyte dusze ” chciał naprawdę ostrzec przed zgubnymi

skutkami poszczególnych używek czy raczej stworzył dzieło będące podręcznikiem dla

ciekawych i zachwianych emocjonalnie jednostek społeczeństwa?

W końcu jego popieranie teorii  konstytucjonalizmu kretschmera, który łączy zachowania

i choroby umysłu tylko z typami antropologicznymi człowieka całkowicie pomijając wpływ

środowiska.

Alex wiedział, że 95 % młodych ludzi sięgających po znieczulające dusze środki, pochodzi

z rodzin rozbitych. Bał się o syna.

- przepraszam - odpowiedział cicho.

 

  Zanim jeszcze przeciął planty zauważył zegar w strzelistej wieżyczce budynku, w którym

był sklep a w sklepie kobieta w czerwonym płaszczu.

Skojarzenia były wolne, niezależne a jednak wszystkie zmierzały w jednym kierunku.

Pomyślał że to nad interpretacja gier, które prowadził z synem.

Zabawa w zapamiętywanie liczb na zasadzie tworzenia opowiadania z udziałem realnych

symboli zastępujących nierealne cyfry.

1 to strzała, 2 to łabędź, 3 kobieta w ciąży, 4 krzesło. 5...... i tak dalej, dalej, dalej.

Jego opowiadanie zawęziło się do trzech znaków.

Zegar, sklep, czerwień i wszystkie prowadziły do mety z wyimaginowanym obrazem kobiety.

Potrzebował jej.

Liczby były też składnikiem określającym prawdopodobieństwo zaistnienia pewnych

zjawisk czy sytuacji.

Wchodząc do sklepu wiedział, ze zachowuje się nierozumnie w nadziei przywrócenia lub

kontynuacji wczorajszego wieczornego spotkania.

Szanse kontynuowania jego podświadomych, niezrozumiałych pragnień były bardzo znikome.

Przeliczał....800 000 mieszkańców, 1440 minut doby.... i jeden punkt łączący czas, miejsce

i ludzi.Pociągała go ta gra z rachunkiem prawdopodobieństwa.

Miał świadomość przegranej, przekraczając próg sklepu w nadziei odnalezienia aktorki

wczorajszej wieczornej sceny.

Znikomość szansy rozwoju sytuacji, jaka odgrywała się w jego umyśle nie zniechęcała go

jednak do podejmowanej próby.

Wiedział ze nic nie traci. Mógł tylko zyskać.

 

  Zachowując pozory potrzeby zakupu zaopatrzył się w butelkę coca coli i dwa batony.

Słodycze dodawały mu energii w chwilach fizycznej słabości i zmęczenia.

Rozrywając opakowanie pierwszego batona wiedział, że zaczyna dosyć wcześnie

pompować w siebie sporą dawkę cukru.

Kiedy zębami wyciągnął z opakowanie ostatni kawałek czekoladowego produktu

dochodził właśnie do szkoły?

Przekroczył bramę i gdzieś w oddali w drzwiach wejściowych do budynku, przez ułamek

sekundy widział tą samą czerwień, która poruszała jego pragnienia, która wniosła

niepokój w jego sen.

Była ginąca, przesłonięta zamykającymi się drzwiami a jednak tak wyraźna.

Uśmiechnął się jakby zamykające się drzwi były jednocześnie otwierającymi

się drzwiami innej płaszczyzny. Innego wymiaru.

 

                                                                                                        

 

                                                                                                                Mezar

 

 

 

 

bogbag : :