Komentarze: 1
Odsłona – 23 –
Lekko drżącą ręką trzymała telefon komórkowy.
W głosie matki wyczuwała zatroskanie i ogromne zdenerwowanie.
Rozmawiając wzrok skierowała na stolik z rzeczami przygotowanymi do szpitala
- tak, mamo pamiętałam, wybrałam twoje pieniądze z bankomatu, dobrze, dobrze ,
wkładam do torebki , żeby nie zapomnieć. Tak , tak, zapakowałam potrzebne rzeczy,
piżamkę też zapakowałam. Elżunia dalej śpi ?... Będę za trzydzieści minut w szpitalu
– masz rację mamo, teraz pieniądze będą potrzebne -
dobrze, że nie wykorzystałam i nie ruszyłam limitu na karcie – pomyślała Karla
Spojrzała do lustra na swoją twarz. Zamyśliła się. Dotknęła dłonią policzków.
Oczy podkrążone i opuchnięte powieki stworzyły obraz mało ciekawy, wywołujący
zaniepokojenie. Wyglądała źle.
Wydarzenia ostatniej nocy odbiły się na delikatnych rysach twarzy.
Sięgnęła po kuferek z kosmetykami, puder i podkład.
Przykryła warstwą makijażu zaczerwienienia twarzy.
Precyzyjnymi ruchami nałożyła makijaż na twarz.
Oceniając z aprobatą wynik swojej pracy przeglądnęła się w lusterku.
Szła do szpitala do córki, powinna wyglądać dla niej jak najlepiej.
Zaczerwienione oczy nie mogą wywołać u nikogo zmartwienia.
Zawsze swoją osobą chciała dawać radość innym.
Niedbałym ruchem wzięła żółtą kurtkę z brązowym kołnierzem z wieszaka.
Sięgnęła po reklamówki z przygotowanymi rzeczami dla Elżuni.
Niespodziewanie zawróciła do pokoju dziewczynki i dołożyła jeszcze parę ulubionych
książeczek i pluszową wiewiórkę.
Powoli z wielką delikatnością zamykała drzwi wyjściowe.
Szła po klatce delikatnie na palcach, żeby nie robić hałasu.
Nie chciała budzić sąsiadki, nie miała ochoty na rozmowę z kimkolwiek.
Życzliwa gadatliwość sąsiadki dzisiejszego poranka byłaby dla niej drażniąca.
Czuła ucisk i szum w głowie. Lekki ból skroni dokuczał jej coraz bardziej.
Wstrzymując oddech mijała drzwi sąsiadki, obite drewnianą boazerią.
Kroki miała delikatne, kocie. Zimne powietrze nowego dnia owiało jej twarz.
Poczuła pieczenie wokół czerwonych zapłakanych oczu, zmrużyła je lekko.
Szła w kierunku przystanku, krokiem powolnym, jakby zimne powietrze dodało jej ciału
ociężałości, a lekkość i gibkość kroków zostawiła na opuszczonej klatce schodowej.
Na przeciwko niej szło dwóch mężczyzn chwiejnym krokiem wskazującym, że spędzili tę noc
na zabawie i hulance a alkohol musiał lać się tam strumieniami.
Ten niższy ubrany był w niechlujny wypłowiały pomiętolony płaszcz.
Wyższy miał sztruksową kurtkę i pustą butelkę w ręku.
Na rękawie płaszcza u niższego mężczyzny był widoczny ślad muru.
Pewnie łapiąc równowagę wytarł rękawem parę klatek schodowych.
Zwykle w takich sytuacjach Karla przechodziła na drugą stronę ulicy.
Dzisiaj umysł jej wolno łapał obrazy rzeczywistości i wolno przetwarzał je na prawidłowe
reakcje adekwatne do widzianego wydarzenia. Jej zmysły i czujność były dzisiaj otępiałe.
Za późno było na jakąkolwiek reakcje, gdy mijający ją mężczyzna niespodziewanie
obrócił się w jej kierunku.
Poczuła jego śmierdzący alkoholem i tanim tytoniem oddech na policzku.
Chciała się szybko odsunąć.
Mężczyzna chwycił ją za rękaw płaszcza przyciągając raptownie do siebie
-lala, daj kasę na ćwiarteczkę.
Wyszarpnęła raptownie rękę z jego uścisku , krzycząc
- puść mnie -
- lala nie piskaj – zabełkotał mężczyzna i dłonią przysłonił jej usta, popychając
jednocześnie na mur kamienicy.
Ciężarem całego ciała przygniótł ją do muru kamienicy.
W tym czasie drugi mężczyzna wyrwał jej torebkę i reklamówki.
Otworzył jednym szarpnięciem torebkę i grzebał w jej wnętrzu .
Nie mogąc sobie poradzić z tą prostą czynnością , mężczyzna chwiejąc się na nogach
wysypał zawartość torebki na chodnik.
- szwagier masz tą kasę ? - wydzierał się mężczyzna trzymający żelaznym uściskiem Karle .
- chwila , chwila , mam już - odpowiedział zataczając się i podnosząc z chodnika portfel,
telefon komórkowy i małą saszetkę.
Karla wyrywała się z całych sił. Ugryzła mężczyznę w dłoń , chcąc się uwolnić z jego uścisku.
- o ty suko ! - wrzasnął mężczyzna w ciemnym płaszczu , i rozłożoną otwartą dłonią uderzył ją
z ogromna siłą w twarz , jednocześnie wykręcając jej rękę popychał ją na mur.
Potężny ból nadgarstka i słyszalny chrobot kości wydobył z ust Karli krzyk zabarwiony
lękiem i bólem. Mężczyzna uderzył ją ponownie w twarz.
Wszystko zaczęła jej wirować przed oczami.
Oparła się na ścianie kamienicy. Jezdnia zaczęła jej falować.
Widziała na chodniku rozrzuconą piżamkę Elżuni, karty bankomatowe , klucze od domu
i ubłocona pluszową wiewiórkę.
Osuwała się powoli, trąc plecami o ścianę kamienicy.
Karla kątem oka zobaczyła wychodzącą z ulicy Izaaka wycieczkę młodzieży.
Próbowała krzyczeć, ból odbierał siłę i moc jej głosowi.
Mężczyźni chwiejąc się podnosili klucze i dokumenty z chodnika, pośpiesznie zbierali
rozrzucone przedmioty i zaczęli uciekać.
Niespodziewanie mężczyzna w brązowym płaszczu wrócił się i uderzył ją zaciśnięta
pięścią w brzuch. Karla osunęła się po murze, słabła , traciła przytomność.
Czuła potężny ból ręki.
Żółta kurtka była pomazana krwią. Z ust i nosa ciekła jej krew.
Jak przez mgłę opuchniętym okiem widziała wiele młodzieńczych twarzy pochylonych
nad nią szeptających w języku idisz i angielskim.
Głosy były podniesione,zatroskane, zaabsorbowane, skupione na jej osobie.
Szpaler ciekawych głów rozsunął się i pochylił się nad Karlą lekarz w czerwonej kurtce
z pogotowia ratunkowego
- jak się pani nazywa ? co panią boli ? - padło pytanie.
Mezar