Najnowsze wpisy, strona 3


lut 04 2006 ODSŁONA - 10 - PRZEBUDZENIE
Komentarze: 0

 

Odsłona - 10 -

 

Obudził go odgłos gołębia stąpającego po parapecie i gruchającego swoje poranne

powitanie słońca. Spojrzał na wyświetlacz telefonu komórkowego. Dochodziła 5.45.

- kurwaaa mać - zaklął przez zaciśnięte zęby.

Miał jeszcze ponad godzinę planowanego snu przed sobą i wiedział, że raz przerwany nie powraca

szybko. Nie cierpiał zmęczenia wynikającego z zawalonych nocy. Z obserwacji własnego organizmu,

aktywności dziennej i zapotrzebowania na sen wiedział, że potrzebuje go około 7 godzin.

Ptasie dźwięki ucichły.

Przekręcił się na brzuch, podłożył jedna zgięta rękę pod policzek a drugą wsunął pod poduszkę.

Balansując pomiędzy powracającym snem a jawą myśli zaczęły malować rzeczywiste obrazy

z przeszłości i mieszać je z pragnieniami, które były czystym wytworem fantazji.

Czuł wyraźnie fazy zapadania w lekki sen wyrażone zwolnieniem oddechu jak i gwałtowne przejścia

do stanu świadomości. Pomimo tak różnych stanów, sklejane w myślach i śnie obrazy

nie przerywały się i układały z pojedynczych scen w całość porannego filmu.

W tym dziwnym letargu, kobieta ze sklepu znalazła się we Wrocławiu i zajęła miejsce Pauli.

Stała oparta o barierkę mostu na Ostrowie Tumskim i bawiła się jego kołnierzykiem i guzikami.

W tle słychać było ciche dźwięki muzyki wydobywającej się ze strun skrzypiec, po których zgrabnie prowadzona dłoń ciągnęła smyczek.

 

Paule poznał w czat jakieś pół roku po tym jak został sam. Zabijając samotność, jak to sam nazywał

i nie przyznając się sam przed sobą, że szuka ciekawego kontaktu, wieczorami wchodził do jednego

z pokoi gdzie zbierało się zazwyczaj stałe towarzystwo.

Czasami wpadał ktoś nowy wprowadzając odrobinę ożywienia w rozmowach stając się jednocześnie

obiektem obserwacji i zimnej kalkulacji, jakiego rodzaju kontakt może wyniknąć z nowo zawartej,

potencjalnej znajomości. Dosyć szybko udało im się uprząść nić porozumienia pomimo,

że dzieliło ich 15 lat jego doświadczeń życiowych więcej.

Rozmawiali o wszystkim i pomału zaczęły się tworzyć przęsła pomostu uzależnienia.

Coraz częściej internet stawał się ich łącznikiem.

Coraz częściej dźwięczał bądź wibrował telefon oznajmiający nadejście wiadomości.

Stopniowo przesuwali się w kierunku realności prowadząc godzinne rozmowy telefoniczne.

Pomiędzy obrazami tworzonymi w stanie porannej półświadomości, pojawił się kształt odłożonej

przez niego książki.

- miłość w zerach i jedynkach - tłukło się po głowie

Czym było to uczucie, które zrodziło się pomiędzy Paula a nim?

- czy to była miłość? -

Zdawał sobie sprawę, że jego własna negacja uczuć pojawiających się u Wiśniewskiego wynikała

z autopsji. Z trudności i nierealności budowania trwałego związku na odległość.

On sam był silnym realistą, chociaż czasami ulegał tendencjom okolicznościowym i sytuacyjnym.

- miłość przecież zwycięża - znów pojawiały się utopijne, romantyczne myśli.

Wirtualna znajomość z młodą dziewczyną trwała trzy miesiące i gwałtownie, jak przecięta brzytwa

zamarła, bo niespodziewanie po kolejnych dwóch narodzić się ze zdwojona siłą.

Paula miała poważny wypadek samochodowy i przeleżała ten okres w szpitalu.

Tęsknota dni oczekiwań została zamieniona w chęć innego szerszego kontaktu.

Tego ze spojrzeniem w oczy. Zobaczeniem ruchów i gestów.

Przyjechała do Łodzi.

Zostawili samochody na parkingu strzeżonym i ruszyli w dzień pełen oczekiwań

i napięcia spacerując po Piotrkowskiej.

Ich dyskretne spojrzenia były niewidzialnymi mackami łakomymi na dotyk.

Oboje jednak bali się przekroczyć pewna granice pomiędzy przyjaźnią a pragnieniem.

Wspaniały nastrój, jaki tworzyli rozmowami przebijał się ponad ochotę i łaknienie na fizyczne

zjednanie. W czasie pożegnania po raz pierwszy  przytulili się do siebie.

Dłonie z siłą przyciskały oba ciała.

Wyczuć było można wiszące nad tą sceną więcej, które tym razem jednak pożarł czas.

Musiała wracać. Miała męża. Późnym wieczorem, zadzwoniła i wyrzuciła z siebie

-wiesz Alex ,dziękuje ci za ten dzien. Znów czułam się kobietą. Uprzedzasz gestem wzrok.

Nie myślałam że można czytać w myślach. Ty je nawet uprzedzałeś. Byłam dzisiaj spięta.

Ale następnym razem ci nie podaruje. Pragnę kontaktu fizycznego z tobą. Pragnę się kochać.

Czuć cię całym ciałem, twój zapach i dłonie. Masz tak delikatny dotyk jak powiew wiatru...

-Pragnę cię - wyszeptała

Chwile milczał zaskoczony tak szczerym wyznaniem i układał rozbiegane myśli

- dziękuje ci Paula. Jeżeli czujesz jeszcze dźwięk tych słów, którymi mnie zaskoczyłaś to mogę

go tylko wzmocnić. Ja tez ciebie pragnę -

Przestraszył się trochę mówiąc to. Była w końcu o 15 lat młodsza.

 

Znów kobieta w czerwieni stała oparta o barierkę mostu na Ostrowie Tumskim

i bawiła się jego kołnierzykiem i guzikami.

W tle słychać było ciche dźwięki muzyki wydobywającej się ze strun skrzypiec,

po których zgrabnie prowadzona dłoń ciągnęła smyczek.

 

Odebrał Paule we Wrocławiu z wcześniej umówionego miejsca.

W domu powiedziała ze jedzie na szkolenie do Warszawy więc mieli przed sobą cztery dni.

Cztery dni tylko dla siebie. Postanowił ją zabrać nad jezioro do ośrodka wypoczynkowego,

którego właścicielem był jego kolega Andrzej.

Andrzeja poznał na zawodach wędkarskich i przyjaźnili się od kilku lat.

Była polowa maja i wiedział ze go zastanie w ośrodku przygotowując obiekt do otwarcia

sezonu letniego. Już w samochodzie nie mogli się oprzeć pokusom pieszczot i dotyków.

Pocałunków. Dłonie splątały się i puszczały dotykając innych miejsc.

Muskał jej uda, kiedy ona je lekko rozchylała jednocześnie wsuwając swoja dłoń pod koszule

i pieściła jego tors.

Erotyzm sytuacji zdawało się ze eksploduje a droga stawała się psychicznym cierpieniem.

Już dawno nie czuł  takiego podniecenia. Dojechali na miejsce, kiedy dzień oddawał władze nocy.

Przywitanie przeciągało się w nieskończoność nie z nadmiaru wylewności przyjaciół,

ale z konieczności przygotowania domku na przyjęcie niespodziewanych gości.

Wybrali domek letniskowy z tarasem wychodzącym na jezioro i oddalonym kilkanaście metrów

od cichej już o tej porze toni akwenu. Na parterze spory salon, kuchnia i toaleta z natryskiem

a na górze dwie sypialnie. Kiedy wszystkie sprawy organizacyjne zostały załatwione i zostali sami,

pośpiesznie weszli na piętro i rzucili się na łóżko? Ekspresja tego, co do tej pory zabraniane,

wstrzymywane lub niemożliwe zapomniała o istnieniu delikatności.

Dłonie drżały w uwalnianiu ciał z guzików, klamer, pasków i zamków błyskawicznych,

kiedy usta nie mając określonego celu całowały odsłaniane po kolei części nagich korpusów.

Kiedy palce nasycone już były pieszczotami, kiedy wilgoć pożądania wymieszana została

z wilgocią ust a spragnione języki gasiły pragnienia w wilgotnych miejscach poznając ich smak,

Paula położyła go na plecach.  Oddech nadal niespokojny i przyśpieszony lekko się wyrównywał

w chwili, kiedy uklękła nad nim i pomału zaczęła się nadziewać na jego członka.

Przez maleńkie okienko wpadał poblask księżyca oświetlając jej łono, brzuch i piersi.

Pozostała cześć jej sylwetki ginęła w szarości wyraźnie jednak odcinającej się od czarnego tła

pomieszczenia. Obie dłonie zacisnęła na grubej belce stanowiącej konstrukcje skośnego sufitu

i odchyliła głowę do tylu.

Ciało wygięła do przodu jednocześnie unosząc lekko opuszczone pod swoim ciężarem piersi

i zaczęła powolny taniec bioder. Czuł jej ruch na sobie jak i lekkie skurcze pochwy odbierane

przez penisa.

Księżyc przesunął się zmieniając lekko granice światła i cienia.

Jej ruchy stawały się coraz bardziej intensywne a głowa również poddała się rytmom ciała.

Gwałtowny skurcz przeszedł przez ten utworzony przez nich monolit w chwili,

kiedy opadła na niego skrywając w długich czarnych włosach obie twarze.

 

Nieznajoma właścicielka czerwieni ponownie stała oparta o barierkę mostu na Ostrowie Tumskim

i bawiła się jego kołnierzykiem i guzikami.

W tle słychać było ciche dźwięki muzyki wydobywającej się ze strun skrzypiec,

po których zgrabnie prowadzona dłoń ciągnęła smyczek.

 

Budził się w nocy kilkakrotnie nie wierząc w swoje pełne zaspokojenie.

Kiedy dłonią odnajdywał nagie ciało Pauli zasypiał ponownie, spokojnie z uśmiecham  na ustach.

Poranek spędzili w łóżku na pieszczotach, dokładnym poznawaniu swoich ciał, nasycając

ciekawość ich reakcji na poszczególne bodźce.

Powróciła delikatność wyparta w nocy poprzez namiętność i pragnienia.

Wspaniała wycieczka opuszkami palców po krainach ich zewnętrzności.

Andrzej zostawił na schodach domku kosz z kilkoma produktami żywnościowymi.

Kawa, mleko, biały twaróg i warzywa.

Śniadanie zjedli na tarasie, kiedy słońce stało już wysoko w zenicie.

To ono było wyznacznikiem czasu.

Zegarki i telefony, atrybuty szaleńczego pędu cywilizacji schowali głęboko w torbie czując

 jak pomału dokonuje się ich asymilacja z ciszą i naturą.

Chcieli zatrzymać te chwile. Te dni będące ziarenkami rozsypanymi dookoła osi czasu.

Obiad zjedli w mieście gdzie tak samo zrobili zakupy na pozostałe dni.

Chcieli mieć całkowitą niezależność od narzucanych przez codzienność kanonów.

Spać, kiedy jest się śpiącym. Jeść, kiedy jest się głodnym.

Pić, kiedy jest się spragnionym i kochać, kiedy oboje mieli na to ochotę.

 

Czerwień nieustannie stała oparta o barierkę mostu na Ostrowie Tumskim i bawiła się

jego kołnierzykiem i guzikami. W tle słychać było ciche dźwięki muzyki wydobywającej się ze strun

skrzypiec, po których zgrabnie prowadzona dłoń ciągnęła smyczek.

 

Siedział oparty o jeden z metalowych słupków pomostu, do których mocowana była gruba

pleciona lina stanowiąca coś w rodzaju poręczy zabezpieczającej.

Paula leżała na pomoście z głową na jego udach i czytała na glos książkę, którą jej podarował

w czasie pierwszego ich spotkania w Łodzi. Gabriel Garcia Marquez  i jego „Jesień Patriarchy ”

wypełniały spokój późnego popołudnia. Głos miała cichy i kojący.

Znakomicie zmieniała jego tonacje wczuwając się w przepiękne, niekończące się sceny opisowe

tej baśni dla dorosłych.

Lekkie powiewy wiatru cichły a słońce oddawało pomału część swojej powierzchni koronom drzew,

które w tej konsumpcji światła pozostawiały fragmenty rażącej jasności przebijające poprzez

liście i konary tworząc falującą poświatę potęgowaną odbiciem od naturalnego zwierciadła

coraz bardziej zamierającej toni wody.

Dla bacznego obserwatora, jakim był Alex w tej martwości tętniło nadal życie.

Od czasu do czasu cisze przeszywały dźwięki ptaków niesione ponad powierzchnią jeziora

i odbijające się odgłosem od ściany mieszanego lasu wtopionego w przeciwległy brzeg.

Na tafli wody pojawiały się sporadyczne kółka, które zakreślały leniwie ryby zbierające

z powierzchni wody tracące orientacje lotu owady i opadające w wody jeziora.

Przy brzegu, w resztkach słońca, wygrzewała się grupka pająków wodnych ślizgających się jak

poduszkowce po już całkowicie zamarłej w bezruchu tafli.

Nad stopą Pauli zawisła na chwile tęczowo kolorowa ważka, która tak samo szybko się oddaliła

jak pojawiła. Opadła w pobliżu na źdźble trawy naginając swoim ciężarem jeden jego koniec

i zatapiając w wodzie, by po kilku sekundach znów poderwać się do lotu machając

pergaminowymi skrzydełkami i zaginąć w ciemności.

Dzień się pożegnał a na scenę koła natury wkroczyła noc.

 

W tym śnie wspomnień towarzyszyła mu kobieta ze sklepu. Stała oparta o barierkę mostu na

Ostrowie Tumskim i bawiła się jego kołnierzykiem i guzikami.

W tle słychać było ciche dźwięki muzyki wydobywającej się ze strun skrzypiec,

po których zgrabnie prowadzona dłoń ciągnęła smyczek.

 

Alex przyniósł kurtki i butelkę wina. Stal oparty o naprężona linę paląc papierosa i pociągnął

spory łyk trunku. Paula wtulała twarz w jego barki. Pili na zmianę z butelki.

Bawiła się jego kołnierzykiem i guzikami a w tle nie było słychać nic.

Tej nocy oświetlały ich dwa księżyce i jedynymi towarzyszami tej sceny były ich własne

długie cienie. Rozpinała pomału guzik po guziku jego koszuli całując jednocześnie odsłaniane ciało.

Szyja, tors, piersi, przy nich zatrzymała się dłużej drażniąc sutki napiętym końcem języka.

I niżej i niżej. Dłońmi sprawnie odpięła guzik spodni i w ciszy słychać było dźwięk otwieranego

zamka błyskawicznego rozporka. Wsunęła lekko chłodna dłoń i zaczęła pieścić jego genitalia.

Klękając przed nim zsunęła z jego bioder spodnie i bieliznę.

Czuł się jak krew zaczyna cyrkulować szybciej w jego ciele i napływać w organ męskości.

Przyłożyła policzek wcierając się zalotnie w jego twardość.

Pieściła go ustami delikatnie poruszając całym ciałem. Podniósł ja i zaczął całować.

Jego dłonie powędrowały po udach unosząc jej spódniczkę.

Jego podniecenie wzmocnił fakt jej całkowitej nagości pod nią.

Czuł  wilgoć i ciepło, kiedy jego palce lekko rozchyliły płatki jej owocu rozkoszy.

Zadzwonił budzik. Otworzył oczy starając się połączyć w logiczną całość fazę przeszłości i...

- no właśnie. Dlaczego tak silnie powracała w tym śnie nieznajoma kobieta ze sklepu? -

Zamknął ponownie oczy i myślał, myślał, myślał.......

 

 

                                                                                                     Mezar

 

 

 

bogbag : :
sty 28 2006 ODSŁONA - 9 - W ŁAZIENCE
Komentarze: 0

 

 

Odsłona - 9 –

 

 

Ostry dźwięk  dzwoniącego budzika przeszył ciszę uśpionego domu.

Zerwała się i przycisnęła go jeszcze śpiąca dłonią. Szybkim ruchem wymknęła się

spod kołdry i przecierając oczy zrzucała sen, zamknięty pod powiekami.

Przeciągnęła się przymykając oczy.

Schyliła się i zaczęła zbierać gazety i książki z podłogi koło lóżka.

Nie mogła zasnąć wieczorem i szukała pośród prasy i książek tekstu, który skupiłby

jej uwagę, pozwolił wyciszyć wydarzenia i emocje dnia i spokojnie zasnąć.

To, co nie wzbudziło jej zainteresowania sennym ruchem opuszczonej ręki z gestem

znudzenia zrzucała na podłogę koło lóżka. To był jej sposób na zasypianie.

Spod rozsypanych stron  Gazety Wyborczej" i książki Waris Dirie "Kwiat Pustyni" 

widać było  "Twój  Styl", tomiki poezji  Pawlikowskiej, Rocznik Statystyczny z 1980 roku

i Przewodnik Turystyczny po Europie.

Obszerny zbiór różnorodności, po którym nie można było odgadnąć zainteresowań osoby

korzystającej z tego stosu zadrukowanych kartek.

Porządkując pospiesznie swoje tekstowe  usypiacze odłożyła je na mała stertę koło szafki nocnej.

W tym pomieszczeniu było kilka takich stosików książek i prasy.

Podeszła do okna i zdecydowanym ruchem odsunęła ciężkie zasłony z grubego pluszu

w kolorze jasnego brązu.

Światło dnia wpadło z impetem osadzając swoją jasność na kilku ciężkich secesyjnych

 meblach w sypialni. Biegło po podwójnym łóżku, potężnej stylowej szafie i w tym samym

stylu wykonanych szafkach nocnych i komodzie.

Zmrużyła oczy, gdy to światło świtu z tupetem płynącego strumienia przebiegło po jej sylwetce.

Wpadające promienie, niczym szperacze, odnalazły jej sylwetkę zagubioną w miękkim

matowym batystowym materiale.

Jej własny cień był obserwatorem.

Ze swojego najdalej oddalonego punku widział kontury, które wychodząc ze spójności

 nabierały formy łuny świetlistej wyraźnie odbijającej się od pozostałej części pomieszczenia.

Podniosła ramiona do góry.

Wciągając w płuca nową dawkę porannego powietrza jednocześnie odsłoniła uda do tej pory

przykryte kusą koszulką. Korpus stanowił schowek dla cienia.

Tam gdzie światło miało odrobinę swobody dla lizania swoimi językami uwypuklało

nadmiernie jasność. Widoczne to było zwłaszcza w zakamarkach zazwyczaj skrywanych przez

grubsze materiały.

Można było zauważyć w tym strumieniu jasności świtu przebijającą sylwetkę spod koszuli nocnej.

Wcięcie  talii, okrągłość bioder i wypukłość pośladków  oświetlał strumień światła  najbardziej,

pokazując niezwykła proporcjonalność ciała.

Lekko rozchylone uda stanowiły dodatkowy kąsek dla tej niebolesnej gry cieni.

Widoczny  kąt padania światła spowodował, że te części ciała współistniały razem w tej chwili 

Łagodność konturów sylwetki  i w lekkiej szarości ukrytych szczegółów ukazywała wręcz

genialną pracę stwórcy. Pośladki, im bliżej linii określającej granice ciała i przestrzeni

ukazywały swoją lekką wypukłość.

Ich symetria była wyraźna, chociaż ukryta w cieniu linia, wychodząca z małego trójkąta

będącego jednocześnie zakończeniem kręgosłupa

i ginąca w krainie całkowitej ciemności, była prawie niewidoczna.

Szybko przebiegła przedpokój, delikatnie zamykając za sobą drzwi.

Weszła do łazienki przekręciła klucz i usiadła na taborecie.

Spojrzała na zegar łazienkowy. Godzina szósta, jej ulubiony czas ciszy i spokoju.

Zrzuciła jednym ruchem koszulę nocną i już naga stanęła pod prysznicem, aby zmyć

błąkające się resztki snu.

Jednym ruchem ręki odkręciła pokrętło natrysku.

Kropelki wody  najpierw przyklejały się do wysuszonego nocą ciała.

Następnie zaczynały swoja wędrówkę wijącymi się strumykami.

Im niżej, tym strumienie były szersze tworząc potoki by opaść na dno kabiny

 pośpiesznie jak drobne wodospady

Do  wyciągniętej malej dłoni nalała sporą porcję  gęstego mydła do kąpieli o mocnym

zapachu moreli. Rozsmarowywała go po całym ciele ruchami powolnymi jakby to robiły

najdelikatniejsze ręce kochanka złaknionego dotyku pięknego ciała.

Drobne dłonie pełne przeciekającego mleczka pokrywały tym płynem najpierw kształtne

ramiona, niezbyt duże piersi, potem kształtny brzuch, biodra i uda.

Przymknęła oczy i oparła dłonie na pośladkach wcierając w nie  resztki mleczka

i zastygła w tym ruchu rozchylając palce na krągłościach zaróżowionych  pośladków.

Jednocześnie wypięła pierś mocno do przodu.

Odgięła głowę głęboko do tylu jakby łykała wodę z pazernością spragnionego zwierzęcia.

Piana obficie i zachłannie skrywała szczegóły i zakamarki tej kobiecej sylwetki jakby

uzurpowała sobie prawo do tych porannych pieszczot.

Zakręciła wodę. Zawinęła włosy w ręcznik.

Stanęła przed lustrem. Była piękna w swojej nagości i proporcjonalności ciała.

Szyja szczupła z lekko rysująca się linią ścięgien, ładnym łukiem łącząca linie ramion,

lekko wystające kostki mostku delikatnie podkreślające jej szczupłą sylwetkę.

Piersi niezbyt duże zamykające się w rozmiarze B, nie straciły na swoim młodzieńczym

kształcie po porodzie i nadal miały swoją sprężystość.

Padające sponad lustra światło malowało cienką linie cienia pod  piersiami.

Rozmarzyła się.

Spoglądając do lustra wyobraziła sobie, co by poczuła, gdyby mężczyzna ze sklepu 

widział ją ,taką  stojącą nagą .

Czy poczułaby dreszcz emocji, że ją pragnie dla siebie?

Czy oczy tego mężczyzny zmrużyłyby się i pokryły mgłą miękkości?

Czy te oczy zapłonęłyby chęcią dotknięcia jej ciała?

Czy wyczytałaby z jej oczu, że ona myśli o nim?

 

Zawsze interesowały ja twarze, które miały w sobie coś szczególnego.

Ten nieznajomy mężczyzna miał szczególny mocny wzrok.

Biła z nich siła i przenikliwość. Absorbował mocno jej myśli.

 

Patrzyła na swoja mokrą twarz. Lekki blask jarzeniówki zawieszonej nad lustrem

oświetlił grubsze krople wydostające się spod ręcznika zawiniętego na włosach.

Jedna z nich spływała powolutku i zbierała inne małe kropelki.

Ominęła po zewnętrznej stronie brew, rzęsy, oko i dalej pulchniejąc od zbieranej

wodnej materii przecięła szybko linie policzka. Zwolniła przy kąciku ust.

Chciała ją złapać językiem, ale marzenia zniewoliły reakcje.

Spłynęła  na brodę i większym strumieniem opadła wprost na piersi.

 

Kciukiem zawadziła o sutek, który nabrał sprężystości powiększając swoją

wielkość i pod wpływem ruchu poczuł narastające w nim życie.

Dotknęła swoich ust uciskając palcem ich obwolutę i lekko zadrżała.

Otworzyła się w jej wyobraźni przestrzeń tęsknoty za mężczyzną

Jej ciało było spragnione dotyku niespokojnych męskich dłoni, delikatnego nacisku

niecierpliwych męskich opuszków.

Poprawiając ręcznik na głowie czuła narastające pożądanie mężczyzny i potrzebę

złączenia się z nim jednym oddechem.

Pragnęła spontanicznie szukać ustami miejsc nie odkrytych i poczuć jak nastąpi scalenie

rozdygotanych dusz w gwałtownym kołysaniu ramion. Tęskniła za miłością.

Spojrzała na zegarek i przeraziła się.

Miała pięć minut do wyjścia z domu

- wariatka jestem – zganiła siebie w myśli,

- zmiękłam całkiem jak dziewczę z romansów XIX wiecznych-

- wyciszyć grę ciała, wyciszyć podszepty i potrzeby zgłodniałego ciała

- wyciszyć - szeptała do siebie zdumiona odwagą własnych marzeń.

- wyciszyć, wyciszyć!

 

 

                                                                                                                  Mezar

 

 

bogbag : :
sty 26 2006 ODSŁONA - 8 - NOC W HOTELU
Komentarze: 3

Odsłona  - 8 –

 

Podniósł lekko kołnierz.

Teraz dopiero poczuł jak w ciągu tych kilkunastu minut, które spędził w sklepie,

chłód odebrał kilka stopni ciepłu. Miasto zaczęła pochłaniać mgła schodząca od góry

i zabierająca w dół dym wydostający się z kominów.

Powietrze stawało się wilgotne i ciężkie.

Stając na chodniku po drugiej stronie ulicy odwrócił się jeszcze raz w kierunku

ginącego w oddali tramwaju.

W tej scenerii potęgującej obcość znów odczuł dopadającą go samotność i melancholie.

Widok azjatycko – południowoeuropejskiego imbisu przypomniał mu o głodzie.

Kupił sporych rozmiarów bułkę nafaszerowaną mięsem z indyka, sałata i pomidorami.

Jadł idąc ulicą, chcąc znaleźć się jak najszybciej w hotelu.

 

  W pokoju wypakował na stół trzy gatunki sera, wino i papierosy.

Przebrał się w jeansy i luźny podkoszulek wieszając starannie do szafy ubranie,

które miał na sobie tego wieczoru.

Otworzył wino a sery wyłożył na mały talerzyk, który stał obok dwóch szklanek.

Nalał do polowy szklanki płynu.

Nie lubił pić wina z tego typu szkła, ale nie chciał już fatygować nikogo z obsługi.

Wziął łyk trunku i chwilkę trzymał go w ustach. Nie mylił się, co do wyboru. Było dobre.

Dosyć ostre w smaku i z silnym aromatem owoców winogron.

Przegryzając kawałkiem sera wyciągnął z torby laptopa.

Odłączył od telefonu kabel z małą wtyczką i wsadził ją w gniazdo przenośnego komputera.

Po chwili usłyszał modulowany sygnał świadczący o budowaniu się połączenia przeznaczonego

do odbierania i wysyłania impulsów w systemie zero - jedynkowym.

Z jednej strony nie lubił tych dźwięków, bo świadczyły o małych szybkościach przekazywania

i odbierania danych a z drugiej pobudzał sentyment przypominając o pierwszych przenośnych

komputerach gdzie wgrywanie programów odbywało się z taśmy magnetofonowej,

na której właśnie zapisane były te dziwne dźwięki.

 

  Otworzył stronę onetu. Przeglądając wiadomości skrzywił się z niesmakiem.

Afera goni aferę. Wrzodowa walka stronnictw politycznych.

Jedno naciska drugie, drugie pierwsze a wszędzie wytacza się cieknący śmierdzący płyn.

IPN, Katyń, nazwa placu w Warszawie imieniem terrorysty dla jednych, bohaterem dla innych,

kontra Moskwy,......

Wszystko przekontrastowane nie mające żadnej linii środka.

Otworzył pocztę. Za wyjątkiem życzeń udanego pobytu, które przesłał szef nie było nic interesującego.

Nalał znów do szklanki wina. Pociągnął spory łyk i przegryzł greckim owczym serem.

Wyłączył komputer przekładając jednocześnie kabel telefoniczny do miejsce jego przeznaczenia.

 

  Włączył telewizor. Powyłączał światła i przeprowadził szybka toaletę wieczorną.

Kładąc się do łóżka wiedział, ze sen nie nadejdzie szybko.

Nowe miejsca zawsze były instrumentem grającym inne nieznane nuty.

Leżąc na wznak wpatrywał się w sufit, na którym odbijało się światło i kolory

z bezdźwięcznie emitującego odbiornika telewizyjnego.

Myśli oscylowały wokół tego obrazu.

Mieszanina radosnego pogodnego życia rodzinnego z ciszą i samotnością, na którą został skazany.

Banita, który już był na marginesie życia żony...

 

  Na chwile powrócił obraz kobiety ze sklepu.

Poczuł napięcie, którego źródłem był punkt pomiędzy kręgosłupem a miejscem obniżonym

kilka centymetrów poniżej zagłębienia pępka.

Napięcie przemieniało się w mrowienie idące od tego właśnie punktu poprzez pachwiny,

uda i dalej do stop. Położył dłonie na udach.

Potrzebował dotyku.

 

 

                                                                                 Mezar

 

 

 

 

bogbag : :
sty 21 2006 ODSŁONA - 7 - W SKLEPIE
Komentarze: 4

 

 

Odsłona - 7 -

 

 Sklep był niewielki, lecz już na pierwszy rzut oka można było dostrzec obfitość towaru.

Osobiście wolał robić zakupy w małych sklepach, w których traciło się o wiele mniej czasu

na poszukiwanie potrzebnych produktów aniżeli w wielkich molochach zagranicznego kapitału.

Personel również był milszy. Uśmiechnięty z większą gotowością pomocy klientowi,

jakby mniej zestresowany szerzącym się na każdym kroku w wielkich firmach mobingiem.

Szybko znalazł parę drobiazgów i przystanął przed regałem z winami.

Chwilkę zastanawiał się nad wyborem, biorąc do rąk to jedną to drugą butelkę.

Gustował we włoskich winach zwłaszcza z regionu Toskani.

Nie znalazłszy jednak swojego ulubionego gatunku zdecydował się na czerwone

wino chilijskie. Merlot 2002.

Wiedział, że wina z Ameryki Południowej dostępne w sprzedaży detalicznej nie stanowią

rewelacji dla podniebienia, ale również nie można się na nich zawieść.

Ich jakość była zawsze constans a wynikała ze stałych warunków klimatycznych.

W Europie nigdy nie można przewidzieć, jaka pogoda będzie w maju czy kwietniu.

Temperatury wynikające ze statystyk znakomicie obrazują różnorodność

i nieprzewidzialnosc europejskiej aury.

 

 Coś czerwonego, kontrastowego odciągnęło jego wzrok od etykiety wina.

Spojrzał w tym kierunku skąd nadszedł niespodziewany impuls dekoncentracji.

Była ładna.

Wkładała do koszyka artykuły, mrużyła lekko oczy jakby testowała ich przydatność

a może cenę i odkładała je z powrotem na półkę.

Ściągnął jej wzrok na siebie i wyczuł zakłopotanie rodzące się z niejasności sytuacji.

Odstawiła szybko jeszcze kilka artykułów i zniknela za następnym regałem.

Rozglądał się jeszcze po półkach i utwieradzał się w schematach usytuowania produktów

w sklepach. Mięso i pieczywo na samym końcu.

Sery i produkty mleczne jako przedostanie.

Im bliżej kasy tym więcej słodyczy i to najczęściej umieszczonych nisko tak żeby

kusiły łakome dzieci a zniecierpliwione ich marudzeniem i pojękiwaniem matki,

wrzucały do koszyka byle jaki drobiazg, dla uzyskania świętego spokoju.

 

  Idąc w kierunku kasy podniósł z podłogi czarną, skórzaną rękawiczkę z chęcią

oddania jej kasjerce. „Czerwona ” znów pojawiła się w jego polu widzenia.

Rozglądała się za czymś.

- szuka pani tego? - Podał jej rękawiczkę

- tak. Dziękuje - wyciągnęła rękę po zgubę.

Jak zwykle wzrok jego padł na dłoń? To było już jak odruch bezwarunkowy.

Nie potrafił zapanować nad tym nawykiem.

Miała piękne dłonie. Delikatną skóre, długie, szczupłe palce i paznokcie wychodzące

około 2 milimetrów za obrys palca.

Czerwień lakieru była o ton ciemniejsza od czerwieni płaszcza.

- plus trzy - przeleciało pośpiesznie przez myśl gdyż nie chciał stracić chwili i dalszej

możliwości inwigilacji kobiety w czerwieni.

Twarz ładna, opleciona włosami w kolorze ciemnego kasztanu była wyrazem młodości.

W oprawie oczu jak i okolicach ust można było dostrzec jednak miniaturową siatkę

 dojrzałości tej kobiety.

Nie zapięty płaszcz odsłaniał jej sylwetkę.

Czarny obcisły golf uwypuklający piersi jakby był sygnałem na otwartość w poszukiwaniu

nowych kontaktów. To samo potwierdzała krótka, plisowana, wełniana spódnica

w szkocka kratę. Na nogach grube, czarne rajstopy i w tym samym kolorze sznurowane kozaki.

Całość stanowiła bardzo ciekawa kompozycje gustu niepachnacego stronami katalogu

wysyłkowego a potrafiącą zaspokoić niejednego malkontenta.

Ogólnie można było ją uznać za przedstawicielkę rodziny leptosomatyków,

ale jednak ten wzrost. Nie była wysoka. Miała około 160 cm, co trochę nie pasowało do tego typu antropologicznego.

- może i lepiej, ze nie jest - znów szybka myśl.

Nie przepadał za czystą sangwistycznościa ze względu na typologie charakteru.

Powolność brak zdecydowania i ostudzony temperament zaciągały samoczynnie u niego hamulce.

Wolał mieszanki zdolne do improwizacji i nieobliczalności.

Obserwował ją i im bardziej wyczuwał w niej niepewność, tym bardziej on odzyskiwał

swoje cechy dominacji nad kobietą.

 

  Zapłacił. Wyszedł przed sklep i powróciła świadomość, że jest w innym mieście

bez żadnych ścieżek, które w jakiś sposób mogły mu pomóc w przejściu przez obcość.

Słyszał za sobą otwierające się drzwi wejściowe sklepu. I znów czerwień.

- czy mogę pani w jakiś sposób pomóc? - Tak naprawdę sam nie wiedział,

co go skłoniło do tej słownej zaczepki.

- nie. Dziękuje - mówiąc to uśmiechnęła się jednak do niego.

- może jednak? Może odprowadzę panią. Jest już całkiem ciemno -

- naprawdę bardzo cenie pana chęci, ale nie mieszkam w pobliżu.

Nie powtórzył więcej. Nie lubił się narzucać.

Chciał zakończyć jednak tą scenę pozornej porażki.

- wiec życzę pani miłego wieczoru i spokojnego powrotu do domu-

Znów się uśmiechnęła i odchodząc rzuciła przez ramie

-robię dosyć często zakupy w tym sklepie wiec może innym razem,

ale dzisiaj naprawdę się śpieszę -

Patrzył jak przyśpieszyła kroku.

Czerwony płaszcz rozchylał się na boki gubiąc jej sylwetkę a jego oczy zgubiły ją

we wnętrzu tramwaju linii 13.

 

 

                                                                                            Mezar

 

 

 

bogbag : :
sty 16 2006 ODSŁONA - 6 - JEJ ZAKUPY
Komentarze: 3

 

Odsłona - 6 -

 

Starannie wybiera koszyk na zakupy i znika z nim pomiędzy regałami z produktami.

Szybkimi ruchami wkłada do niego konserwy, masło śmietanę, dżem, serek pleśniowy,

serki topione z orzechami arachidowymi, serek wiejski Piątnica lekki tylko 3% tłuszczu,

majonez i następne rzeczy, jeszcze to i jeszcze tamto i jeszcze następne produkty.

Stanęła zamyślona i lekki niepokój maluje się na jej twarzy. Znowu za dużo wyda.

Musi przecież utrzymać limit wydatków.

Z grymasem na twarzy wyciąga z koszyka to serek, to dżem to paczkę landrynek

i ustawia posłusznie na półce. Robi to z miną nieszczęśliwej dziewczynki, której kazano

oddać ulubioną zabawkę.

Była rozkoszna z tą swoją miną.

Poczuła niepokój i skupione na sobie spojrzenie.

Stwierdziła, że  mężczyzna przyglądał się jej uważnie.

Był  średniego wzrostu, miał płaszcz, czarny szal, a w kształtnych męskich dłoniach trzymał

butelkę wina. Poczuła się lekko zażenowana.

Stanęła zdziwiona i nerwowym ruchem wrzuciła do opróżnionego już do polowy koszyka,

czekoladę  kokosową i wafelki z nadzieniem owocowym. Jakby tym ruchem chciała

pokryć zmieszanie. Stanęła w kolejce do kasy. Liczyła w pamięci ile zapłaci za swoje zakupy.

Nerwowo przerzucała produkty i dyskretnie zerkała w stronę regałów.

Obróciła się i stanęła  w kolejce do kasy, za niską kobietą w żółtym berecie.

Miała narastające poczucie niepewności.

Wkładając i przekładając  produkty, zachowywała się jakby chciała zamaskować jakieś

nieczyste zamiary.  A przecież nie była złodziejką.

Tylko to jej szaleństwo i dziecinny brak przewidywania były przecież przyczyną niezdecydowania.

Zerkała zniecierpliwiona na wolno pracującą kasjerkę.

Z kieszeni wyjęła listę zakupów i czytając ją jednocześnie wykładała z koszyka zakupy

na czarną, gumowa taśmę kasy.

Zorientowała się że brakuje jej jednej rękawiczki, które często w trakcie wizyt w sklepach

wkładała swoim zwyczajem do koszyka.

Odwracając się zauważyła  mężczyznę z czarnym szalem.

Szedł z jej rękawiczka  w kierunku kasy. Odbierając zgubę czuła jego lustrujący wzrok.

Przeraziła się trochę czując siłę spojrzenia.

Dziwny niepokój wzrósł, gdy na przystanku ten sam mężczyzna chciał nawiązać z nią

rozmowę proponując odprowadzenie do domu.

Nareszcie przyjechał tramwaj numer 13. Wskoczyła szybko do niego.

Nie oglądając się za siebie. Czuła na swoich plecach skupiony wzrok mężczyzny ze sklepu.

Usiadła na wolnym miejscu stawiając torbę z zakupami przed sobą.

Zamyślona patrzyła na miasto szykujące się do snu.

Przez szybę tramwajową oglądała okna z zapalonymi światłami.

Niezasłonięte okna pozwalają podglądnąć życie zwykłych mieszkańców.

Jej myśli powracają do wydarzenia ze sklepu.

Dawno nie była tak podrywana w naturalny sposób, z lekkością i swobodą.

Dawno żadne oczy nie zrobiły na niej takiego wrażenia.

Siła  wzroku tego mężczyzny onieśmielała ją.

Oceniała go w myślach, że nie jest pierwszej młodości, że ma sympatyczną zwinną sylwetkę.

I ma fascynujący tembr głosu , uciszający rozbiegane myśli, a zapadający głęboko

w świadomości. Podobał się jej ten głos, miał swoją śpiewność i wyróżniał się spośród innych

głosów jej znanych. Pomyślała, że z tymi zakupami wyszło trochę głupio, musiało to

beznadziejnie wyglądać, jak napakowała cały koszyk produktów a potem wykładała

wszystko z powrotem. Z drugiej strony, musiał ją obserwować, skoro zauważył

że szuka rękawiczki. Usta, miał ciekawe, przypomniała sobie, że usta miał szerokie, jędrne.

Wysiadła z tramwaju. Jedna przecznica, mała uliczka i weszła na plac.

Zawahała się przed naciśnięciem domofonu, wyciągnęła jednak klucz.

Weszła do klatki  schodowej i powoli z ciężką torbą pokonywała kolejne półpiętra.

-dobry wieczór pani Karolino, jak tam gotowi jesteście do nowych matur .

Powiedziała mijająca ją sąsiadka z pierwszego piętra.

-dobry wieczór pani Marto. Tak, szaleństwo z nowymi maturami  już się zaczęło.

Nasz dyrektor powiedział, ze przynosi swoje łóżko polowe, bo wymagają od niego obecności

w szkole od 4 rano do 22 wieczorem

-i, po co pani Karolino, te zmiany w maturze, stare były dobre, ile to świetnych uczniów

wypuściły szkoły na starych maturach.

- nie wiem pani Marto, dowiemy się za 5 lat, co ta  nowa matura  daje

,dobranoc pani -

- dobranoc pani Karolino, miłych snów życzę -

Emerytowana nauczycielka zamknęła za sobą drzwi do swojego mieszkania.

Zastanawiało ją, skąd ona wie, kiedy idzie klatką, pewnie siedzi w przedpokoju i nasłuchuje.

- mama, mama -przywitał ja radosny śmiech,

-kupiłaś śmietanę kremówkę, robimy z babcia w - zeteke

- tak kupiłam -odpowiedziała podając reklamówkę.

Powoli rozbierała się w przedpokoju.

Zatrzymała się przed  lustrem w z ciekawością obserwatora patrzyła na swoja sylwetkę .

Przypomniała sobie glos nieznajomego mężczyzny ze sklepu.

Uśmiechnęła się na to wspomnienie.

-mamoooo co ci jest, zapytała ją córka Elżunia, przeciągając "oooo"

-nic córeczko, nic - odpowiedziała

-bo stoisz tak jakbyś zobaczyła ducha i się do niego uśmiechała

-a czy widziałaś kochanie ducha, do którego się ktoś uśmiecha- zapytała speszona ,córkę

-skąd mamo, do duchów szczerzy się zęby, które wygrywają muzykę stukając o siebie

wzajemnie ze strachu

-o, czym rozmawiacie?-

Wtrąciła się starsza pani wchodząc energicznie do przedpokoju

-babciu, rozmawiamy o duchach -

-że też dziecku opowiadasz takie głupoty przed snem, fuknęła

-mamo przestań proszę, nie wyciągaj pochopnych wniosków,

nie przy dziecku -

-babciu to było o takich duchach, do których się można uśmiechnąć -

powiedziała dziewczynka tuląc się do babci

-co za herezje opowiadasz dziecku. Nie prowokujcie duchów po zmroku -

Stanowczym głosem powiedziała starsza pani.

 

                                                                                             

                                                                                          Mezar

 

 

 

 

 

 

bogbag : :